Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09
|
10 |
11
|
12 |
13
|
14 |
15
|
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
Najnowsze wpisy, strona 67
Ależ nie, wcale się nie pokłóciliśmy. Skądże znowu. Że co, że to tak wygląda? To pozory. To ostentacyjne milczenie, albo wręcz przeciwnie - wyjątkowo ugrzeczniony sposób komunikowania się ograniczony do niezbędnego minimum (jak tak dalej pójdzie, wkrótce będziemy się do siebie zwracać na "pan/pani") to tylko wyrafinowana odmiana flirtu... a to, że mam ochotę rzucić czymś ciężkim w jego kierunku to tylko oznaka przywiązania. Wszystko jest w jak najlepszym porządku
Przecież o taką głupotę, jak cieplejsze, naturalnie nic nie znaczące spojrzenie w kierunku (o zgrozo!) innego faceta nie sposób się pokłócić. Jak napisałam, to nic nie znaczy. A już na pewno nie to, że Ten Jedyny przestał być choćby na chwilę w centrum uwagi. Zdecydowanie nie ma powodów do robienia z tego takiego małego dramatu. Jednak najwidoczniej szanowny pan Sebastian uważa inaczej. Czy to już jest różnica w postrzeganiu świata? Nie sądzę.
Zdarza się. Nawet "najlepszym".
We're like crystal, it's not easy
with your love, you could feed me
every man, and every woman
needs someone, so keep it coming...
Dlaczego czasem tak trudno jest uwierzyć we własne szczęście? Dlaczego podświadomie zaczynam się bronić przed "dobrym" i zakładać, że wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć? A jednocześnie przecież wiem, że tym razem się nie skończy. Że tym razem będzie dobrze, bo to jest TO. Ktoś może powiedzieć, że to naiwne... możliwe. Ale tak jest. I ja w to wierzę.
Wiem, to tylko chwila. Zwątpienia? Nie, to nie do końca tak... jedno jest pewne – minie. Ale ja nie chcę takich chwil, nawet gdyby miały trwać ułamek sekundy.
Koszmarnie boli mnie brzuch, czuję się zdecydowanie nieatrakcyjna i rzeczy, na które w "normalnym" stanie nawet nie zwróciłabym uwagi doprowadzają mnie do furii. To dzisiejsze skojarzenia ze słowem "kobiecość".
[w tym miejscu powinno pojawić się wyjątkowo soczyste przekleństwo, którego nadużywam w ciągu dzisiejszego dnia i sprawia mi to niebywałą przyjemność]
Koniec notki. Wracam do ciasteczek z bakaliami, które konsumuję w pokaźnych (bardzo delikatnie mówiąc) ilościach. A wszystko przez wrażenie, że dzisiaj tylko one są w stanie mnie zrozumieć.
Nie ma to jak miły dzień. Wspaniale rozpoczęty poranną sprzeczką z Sebastianem. O głupstwo rzecz jasna, skutkiem czego było wzajemne warczenie na siebie do czasu, kiedy wyszedł z domu pod pozorem płacenia rachunków. Miałam zamiar właśnie wyżyć się tu pseudoliteracko, a tu proszę, jaka niespodzianka – tepsa postanowiła się zbuntować i odmówić użytkownikom dostępu do netu. No trudno, notkę można dodać później (ale już mi przeszło, więc chyba mijałoby się to z celem). Kiedy łaskawie oddano mi net, zauważyłam że ulubione, co najmniej raz dziennie odwiedzane forum padło. No pięknie. W zasadzie nawet się nie zdziwiłam, w końcu widocznie dzisiaj wszystko się na mnie uwzięło. Pomyślałam sobie, że przecież nie takie rzeczy już się przeżywało i spokojnie zabrałam się za "Nim nadejdzie lato" (uwielbiana, jak większość książek tego autora - bezgranicznie). Wkrótce S. wrócił, oświadczył, że przemyślał sprawę i przeprosił za coś, co w zasadzie zdarzyło się bardziej z mojej winy. Zapowiadało się, że reszta dnia będzie w miarę spokojna.
Ale potem było już tylko ciekawiej - sąsiedzi z góry zalali nam sufit w łazience. Nie muszę chyba dodawać, że niedawno, w ramach odmalowany... teraz mogę podziwiać niezwykle estetyczne, dość spore wybrzuszenia na tej śnieżnej bieli. Cudownie. Jeżeli mogę, to ja już podziękuję za kolejne emocjonujące przeżycia. Poproszę spokojny wieczór, bez żadnych "przygód". Z góry serdecznie dziękuję.