Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03
|
04 |
05 |
06
|
07 |
08 |
09 |
10
|
11 |
12
|
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
Archiwum lipiec 2004
Znowu. Sprzeczka za sprzeczką, to mniejsza, to większa... już nawet nie mam siły tłumaczyć czegoś, co jest oczywiste. Nie lubię, kiedy wmawia mi się rzeczy, których nie zrobiłam - ba, o których nawet nie pomyślałam. I żadne "bo nie mogę tu tak bez Ciebie, to wszystko dlatego" tego nie zmieni ani nawet nie tłumaczy. Mi też nie jest lekko, a mimo to we własnych chorych wyobrażeniach nie widuję go w ramionach co atrakcyjniejszych blondynek z dużym biustem. Ale to pewnie ja jestem dziwna.
Do tego nawet praca mnie męczy. Ja się do tego po prostu nie nadaję - nie potrafię siedzieć przez kilka godzin w jednym miejscu, robić coś tak monotonnego jak wpatrywanie się w kolumny cyferek, uczestniczyć w biurowych ploteczkach. Zwyczajnie mnie to nudzi. Może nie powinnam narzekać, bo przecież praca pozornie miła, łatwa i przyjemna... ale na krótką metę. I nie dla kogoś takiego jak ja. Pewnie bluźnię, ale już zbieranie owoców za czasów wczesnolicealnych było ciekawsze (a dodatkowo opalenizna gratis).
Z każdą kolejną notką poziom (jako taki) tego bloga spada. Już się z tym pogodziłam.
Wszystko jest prostsze, niż zdolniśmy pomyśleć, a jednocześnie bardziej zawikłane, niż można pojąć. (Johan Wolfgang Goethe)
Sprostowanie malutkie: poniedziałek nie jest za dwa dni (chociaż też, ale nie do końca ten, o który mi chodzi) - "mój" poniedziałek jest dokładnie za dni dziewięć. Mała zmiana planów. Przecież co za różnica, tydzień w tą czy inną stronę. Po raz kolejny najważniejsze okazują się pieniądze i przestaje mnie to dziwić. Już nawet słów brak. Będzie więc po prostu bez komentarza. Ale delikatnie mówiąc: wściekła jestem.
Na domiar złego adoruje mnie kolega mojego brata, co jest niebezpieczne, bo naprawdę bardzo miłe (a na pewno inne od zwyczajowych "podrywów" znajomych mojego braciszka). Tyle, że chłopię ma lat niespełna 19. Ale jest przy tym tak uroczy, że po prostu trudno się do niego nie uśmiechnąć. Bez obaw jednak, nie będę na tyle podła, by dawać chłopięciu jakieś niepotrzebne nadzieje na przyszłość. A poza tym sama mam dość podobnych historii (vide królewicz zamieniony w żabę) na najbliższe kilkanaście lat.
Chociaż... jeżeli jeszcze raz powie mi, że utopił się w moich oczach, to chyba się w nim zakocham. Platonicznie.
Nie ma to jak nieskomplikowane życie i mentalność różowej panienki. Cała ja.