Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23
|
24
|
25 |
26
|
27 |
28
|
29 |
Archiwum luty 2004
Miałam nadzieję, że i tym razem mi się uda i poważne przeziębienie, które dopadło wszystkich wokół mnie ominie. Ale jednak nie. Powinnam już przyzwyczaić się do tego, że nie zawsze wszystko jest tak, jak sobie tego życzę. Rozłożyło mnie kompletnie i z łóżka na dłużej ruszam się tylko by przynieść sobie kolejną porcję leków, gorącą herbatę z cytryną (a w zasadzie cytrynę z herbatą, taka nazwa bardziej oddaje stan faktyczny) lub tez następną książkę (wyłącznie bardzo ambitne czytadła z cyklu "bridget-jones-i-jej-podobne") czy czasopismo, których mam pod dostatkiem, gdyż moja przyjaciółka postanowiła z okazji choroby (zapewne licząc na moje otępienie nią wywołane) zrobić ze mnie stuprocentową dwudziestoparolatkę naszych zdemoralizowanych czasów - w tym celu wyposażyła mnie w część swojej kolekcji Cosmopolitanów, Glamourów i Elle'ów. Głupieję więc z minuty na minutę, co byłoby nawet ciekawe, ale... no właśnie. Nie żebym narzekała, ale czegoś jednak mi brakuje. Przydałby się jakiś intrygujący mężczyzna w roli pielęgniarza, który przynosiłby mi wszystkie powyższe rzeczy do łóżka... no, może nie tylko do tego, ale przede wszystkim. Byłoby miło. A że ponoć jeżeli się ładnie poprosi, to można liczyć na spełnienie owej prośby... w takim razie ładnie poproszę o faceta słuchającego dobrej muzyki, o niebanalnych zainteresowaniach i akcencie Hugh Granta, wyglądającego na dodatek jak Jonny Lee Miller ucharakteryzowany na Sick Boya (z "Trainspotting" rzecz jasna). Hm, czy przypadkiem nie miałam takiego egzemplarza w domu? Poniekąd... pomijając charakterystyczny brytyjski akcent, tego wyżej wymieniony nie posiadał. Ale jak wiadomo, ten najbardziej pożądany egzemplarz pozostaje już poza moim zasięgiem, więc chyba musze zadowolić się jakimś klonem. Oczywiście z dostawą do domu. Poproszę.
Jestem żałosna. Nawet nie próbuję tłumaczyć się gorączką.
Do wyzdrowienia.
Do postanowień nowosemestralnych, niekoniecznie z uczelnią związanych, należy bycie trendy. Nigdy nie byłam, chyba czas zacząć - na początek akcja "pokaż wszystkim co masz w torbie". Aparatu cyfrowego nie posiadam niestety (i dobrze - to mogłoby prowadzić do nadmiernego ekshibicjonizmu i umieszczania moich nie zawsze estetycznych zdjęć na blogu, a tego lepiej nie czynić z uwagi na zdrowie psychiczne i emocjonalne odwiedzających), ale postanowiłam się przyłączyć pisemnie.
Zacznijmy od tego, że torba jest wielka. W niczym nie przypomina małych fikuśnych torebeczek, na które zresztą mam alergię. A z racji tego, że jest duża - mieści się w niej również sporo. Klucze z misiem w sukience do mojego mieszkania; klucze ze świnką do mieszkania mamy; dokumenty (dowód, legitymacja studencka, karta biblioteczna); bilet miesięczny na wszystkie linie komunikacji miejskiej; dwa bilety ulgowe również KM; chusteczki higieniczne; opakowanie gripexu; plastry, trzy książki ("Poznawanie uczniów" Andrzeja Janowskiego, "Agresja u dzieci" Joanny Grochulskiej i "Stan podgorączkowy" Grażyny Bąkiewicz); nieco ponad 6 zł (przeciętna kwota, którą zwykle mam przy sobie); gumy orbit; awizo z zawiadomieniem o liście poleconym (miałam odebrać, rzeczywiście); zeszyt formatu A4 z notatkami; cztery długopisy, wszystkie dogorywające; pomadki ochronne chapstick w liczbie dwóch (truskawkowa i moja ulubiona miętowa); tampony ob comfort; pilnik do paznokci; telefon komórkowy sagem (przesiadka z wiekowego siemensa na nowszą zabaweczkę, jeszcze się nie przyzwyczaiłam); ulotka ery zabrana rano spod drzwi; próbka kremu z jakiegoś czasopisma; nescafe 3 w 1 z mlekiem i cukrem.
Update: zawartość torby jaka jest, każdy widzi - jakość słaba, ale to już nie moja wina.
Szaleniec jest mędrcem, bo żyjąc w świecie sprzeczności, w świecie w którym radość walczy ze smutkiem, miłość z nienawiścią, mądrość z głupotą, dobro ze złem - nie oszalał. Jest szaleńcem, bo wie, że szukanie absolutnego sensu i kształtu bytu może ku szaleństwu prowadzić - a mimo to szuka. Jest mędrcem bo czuje, że szaleństwo, nie może być jedynym finałem tych poszukiwań. Szaleniec w natłoku uczuć, lęków i rozterek próbuje usłyszeć swoje własne myśli i ujrzeć własną twarz. Szaleniec to człowiek poszukujący prawdy. (Gibran Khali Gibran)
No to powróciliśmy do trybu zwanego uczelnianym. W zasadzie nic nowego. Kolejna koleżanka okazała się być w stanie błogosławionym i z tego powodu zrezygnuje nie tylko ze stanu panieńskiego, ale też na jakiś czas z nauki. Do tego już zdążyliśmy się przyzwyczaić. Warszawska sława polskiej pedagogiki zamierza poświęcić swój cenny czas, by zaszczepić w naszych młodzieńczych serduszkach miłość do bliźnich. Niepotrzebna fatyga drogi panie. Nawet za benzynę się nie zwróci.
W ramach walki o średnią (no tak, teraz dopiero zdałam sobie sprawę, że to jednak się liczy... cóż, lepiej późno niż wcale) złożyłam szereg postanowień nowosemestralnych, których jednak nie wymienię, gdyż to zobowiązałoby mnie do ich przestrzegania - a tego byśmy przecież nie chcieli.
Czyli jest tak, jak lubię - dobra organizacja, ambitny plan i ani chwili wytchnienia, podczas której można byłoby zacząć... nie, nie zacznę. Nie wolno mi. Leczenie ran to powolny proces. Zwłaszcza, kiedy trzeba sobie z tym poradzić praktycznie bez niczyjej pomocy. Ale może to i lepiej.