Archiwum maj 2004, strona 2


In a lonely place
Autor: naamah
18 maja 2004, 21:17
Słowa same układają się w zdania, ale każde takie zapisane w oknie służącym do dodawania notek zdanie od razu traktuję klawiszem backspace. Wszystko wydaje się tak beznadziejne, tak nieadekwatne do zaistniałej sytuacji, że lepiej nie pisać nic. Nic, czego można byłoby wstydzić się w chwilę po napisaniu.
Najlepiej obejrzeć American Beauty, to nic że już chyba po raz setny - to przecież jeden z tych filmów, w których nawet dialogi znam na pamięć, dokładnie co do słowa. Genialny obraz, któremu towarzyszy równie genialny dźwięk. Film o bezsensie... nie, przecież to nie film, to codzienność. Właśnie tak, właśnie to należy zrobić. A później posłuchać własnoręcznie stworzonej kompilacji kawałków, o których wiem, że ich słuchanie kończy się dla mnie kompletnym dołem i ogólnym rozbiciem. Można to lubić? Oczywiście, że można. Ja lubię.
I nie, nie zapomniałam. Chociaż już rok temu twierdziłam, że powinnam wyrosnąć z takich rzeczy. Pamiętam. Dzisiaj.
Hangman looks round as he waits
cord stretches tight then it breaks
someday we will die in your dreams
how I wish you were here with me now
Ale to nie stąd ten nastrój. Wszystko dlatego, że jutro jadę na badania, niekoniecznie rutynowe. Tylko bez paniki - co ma być, to będzie.
Procession moves on, the shouting is over
Autor: naamah
15 maja 2004, 21:48
Staczam się. Ostatnio jestem wręcz zafascynowana fenomenem, jakim jest osoba zwana Dodą. Na poważnie zainteresowałam się nią po programie Kuby Wojewódzkiego, natomiast obejrzany wczoraj końcowy fragment popularnego reality show jeszcze bardziej utwierdził mnie w tym, ze muszę się temu niesamowitemu zjawisku lepiej przyjrzeć. W związku z czym dzisiaj za podkład muzyczny towarzyszący czytaniu mojej najnowszej zdobyczy robił dźwięk dobywający się z telewizora - podnosiłam wzrok na ekran za każdym razem, kiedy tylko ktoś wymówił jej ksywkę (a miało to miejsce bardzo często, gdyż rzeczona osóbka oznajmiła, że opuszcza program z własnej woli – doprawdy, ma się to szczęście... akurat teraz, kiedy stała się chwilowym obiektem moich zainteresowań). Ogólnie wzbudza we mnie mieszane uczucia. Przyglądam się z ciekawością, słucham tego, co ma do powiedzenia i za każdym razem zastanawiam się, czy ta poza to właśnie ona, czy tylko kreacja na potrzeby medialne - a nie ukrywajmy, taka "promocja" jest potrzebna, zwłaszcza, że jej kapela do najlepszych nie należy (choć oceniam to jedynie na podstawie kilku kawałków, gdyż nie miałam przyjemności obcować z ich twórczością w większym zakresie). A poza tym dziewczyna jaka jest, każdy widzi: fajna figura, niebrzydka buzia i trampki na obcasie. Chyba zostanie moją idolką.
W klimatach okołomuzycznych pozostając: oglądaniem/słuchaniem Eurowizji się nie splamię. Po pierwsze, prezentowana tam muzyka zupełnie do mnie nie trafia (nie mój styl, nie moja estetyka – muzyka tzw. popularna nie robi na mnie większego wrażenia), po drugie nie chcę tego oglądać także ze względu na polską reprezentację. Rok temu Ich Troje, teraz Blue Cafe. Pięknie.
Ale czy kogoś to dziwi? Jaki kraj, tacy reprezentanci przecież. Następnym razem proszę wysłać duet Wiśniewski&Ziomecki (w sumie powinnam opatrzyć bloga tekstem "jeżeli czytujesz Super Express - wyjdź"... i to nie jest żaden dziecinny manifest, to po prostu jakieś stanowisko, które każdy zajmuje według swoich poglądów i przekonań). To nic, że tylko jeden z nich zajmuje się "muzyką" - i tak idealnie się do tego nadają. I na pewno wygramy.
X X X
urodziłem się na 52 szerokości geograficznej północnej
i 20 długości geograficznej wschodniej
wylosowałem Polskę
w pokerze po takim rozdaniu
mówi się pas

(Piotr Macierzyński)
***
Dopisane po chwili: ktoś mi kiedyś powiedział, że piszę strasznie chaotycznie, przeskakując z tematu na temat tak szybko, że nie da się tego czytać. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zgodzić się z tym stwierdzeniem.
All I asked for was a little love, but from...
Autor: naamah
14 maja 2004, 18:55
- Nie, nie mogę. Nie, nic się nie stało. Po prostu nie mogę. Ani dziś, ani jutro, ani nigdy. Tak będzie lepiej dla wszystkich. Tak, właśnie tego chcę i nie mam żadnych wątpliwości.
- Ok, skoro tego właśnie chcesz. Nie mam żalu. Będzie jak zechcesz.

Nic się nie stało. Wyświechtane frazesy. Kłamstwo za kłamstwo, nic poza tym. Przecież dzięki temu jesteśmy fair w stosunku do siebie.
To było tylko zauroczenie, nawet nie można nazwać tego zadurzeniem, zakochaniem, jakimś innym górnolotnym słowem. Może po prostu potrzebowałam potwierdzenia własnej atrakcyjności, krótkiej chwili, przyjemnych emocji. A może jestem pustą panienką bez uczuć. Nic wielkiego. Zauroczenie. To nic, że według niego bagatelizuję jego uczucia. Wkrótce przekona się, że to ja miałam rację. Zwykłe zauroczenie, jakich wiele. Nic więcej.
Kto do cholery dał Ci prawo do nazywania cudzych uczuć?
...
Autor: naamah
12 maja 2004, 19:19
Ale mały karzeł leżał bez ruchu.
- Posłać po psiarczyka - rzekł Don Pedro znudzony i znów wyszedł na taras. Ale szambelan przybrał poważną minę i klęknąwszy obok małego karła, przyłożył mu rękę do serca. A po chwili wzruszył ramionami, wstał i składając infantce głęboki ukłon, rzekł:
- Mi bella Princessa, komiczny mały karzeł nigdy już nie będzie tańczył. Szkoda, bo taki szkaradny, że nawet króla pobudziłby do śmiechu.
- Ale czemu nie będzie już tańczył? - zaśmiała się infantka.
- Bo serce mu pękło - odparł szambelan.
Infantka zmarszczyła brew, a jej delikatne różowe usteczka wydęły się powabnym grymasem wzgardy.
- Na przyszłość rozporządźcie, by ci co się ze mną bawią, nie mieli serc! - zawołała wybiegając do ogrodu.
(Oscar Wilde)