Archiwum maj 2004, strona 4


Tylko dzisiaj, wyjątkowo, na dodatek absolutnie...
Autor: naamah
04 maja 2004, 18:47

Planeta Jowisz niczym złośliwy bożek wygląda zza ołowianych, listopadowych chmur. Po zakale społeczeństwa - Skorpionie, kolej na paskudnego Strzelca. Dziecko urodzone w tym znaku jest złośliwe i przemądrzałe. Pozbawione serca i wdzięku, o ile jest chłopcem cały dzień strzela z korkowca, strojąc miny do szyby okiennej, o ile jest dziewczynką robi sobie balowy makijaż i ciągnie kota za ogon przeglądając się z zachwytem w lustrze.
Pani Strzelec: paskudna zołza. Złośliwa, nienawidząca kobiet, gnuśna bałaganiara. Wyjątkowo wredny charakter idealnie odbija się na jej pretensjonalnej, nalanej twarzy. Ludzie specjalnie się do niej nie garną, a wręcz przeciwnie. Jest agresywna, zaczepna i pełna wulgarnego, jadowitego zadowolenia z siebie. W młodości ugania się za chłopcami, po czym wchodzi jej to w nawyk i trwa do późnej, groteskowej starości. Nie przepuści żadnemu osobnikowi płci przeciwnej. O ile jest przystojny, ciągnie go podstępnie do sypialni i gotuje mu "to co mamusia". O ile nie jest przystojny, przyczepia się do niego jak rzep i popisuje się niewybrednymi złośliwościami, żeby zwrócić uwagę towarzystwa. Aby rozszerzyć swój zakres znęcania się nad światem kupuje, a chętniej podkrada zwierzęta, na które może się bezkarnie wydzierać lub dręczyć wymyślnie, co uwielbia. W gnębi duszy jest skąpa. Chętnie wyłudza stare ubrania i zaproszenia od bogatych znajomych, gdzie je i pije bez opamiętania. Z oszczędności hoduje jarzyny, choćby na parapecie kawalerki, 3 m od autostrady. Ma zawsze rozmazany tani makijaż i brudne ręce, bo na mydle też oszczędza. Przeważnie ma jakiegoś rozdeptanego męża i dzieci, ale trwa to relatywnie krótko, bo mężczyźni uciekają od niej na koniec świata, wymyślając jakiekolwiek wykręty, żeby w ogóle wydostać się z domu, w którym Pani Strzelec nie przepuści nikomu rechocąc z własnych konceptów. Na starość na żylastych nogach z trudem nadąża za ukochanymi młodzieńcami. Siedzi na balkonie, ciągnie kota za ogon i je nie umyte marchewki własnego chowu, przeglądając się z zachwytem w lustrze.
(...)
Strzelec - żona: złośliwa, pewna siebie wścibska sknera terroryzuje męża i dzieci w niewybredny sposób. Zawsze ma rację, zawsze sięga wyżej niż powinna. W sposób nieelegancki podlizuje się silniejszym i bogatszym od siebie. O ile mąż się podporządkuje, ma szanse nie zostać wyrzucony z domu pod byle pretekstem. Źle wychowana i mająca słabość do młodszych, najlepiej ciemnoskórych chłopców, jest z siebie niezwykle zadowolona. Dokucza wszystkim, szokuje ordynarnymi dowcipami, zaszywa oszczędności w sienniku i wysyła nieletnią córeczkę sprzedawać zapałki.
(źródło: horoskop negatywny - obowiązkowa lektura dla każdego, kto chce dowiedzieć się prawdy, całej prawdy i tylko prawdy o sobie. Miłej zabawy)

I'm not scared, but I can't move
Autor: naamah
03 maja 2004, 20:39
Wciąż mnie to zadziwia. Jak mogłam wplątać się w coś tak idiotycznego? Tak naprawdę nie umiem o tym napisać w taki sposób, by nie zabrzmiało to jeszcze bardziej żałośnie niż jest w istocie. Bo przecież kto jak kto, ale ja? Ja ze swoimi zasadami, ze swoją szeroko pojętą moralnością, z tym wszystkim co wyznawałam i mimo wszystko nadal wyznaję? To niepojęte. I na dodatek nie bardzo potrafię odnaleźć się w tej nowej dla mnie sytuacji.
Te wszystkie układy damsko-męskie są takie proste... tak, ale obserwowane z boku. Wiadomo - jeżeli nie chodzi o mnie, mogę spojrzeć na to obiektywnie, chłodnym okiem, choć może nie we wszystkich przypadkach całkowicie bez emocji... ale widzę to wszystko i w większości przypadków wiem, jak należy się zachować, co zrobić, jaki guzik nacisnąć i jaką dźwignię pociągnąć, by wszystko było w jak najlepszym porządku - przecież te mechanizmy są banalne, prawie zawsze jest tak samo. A kiedy przychodzi co do czego, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamieniam się w beznadziejną kretynkę, która nie wie nawet, skąd się tu wzięła i co tu robi. I nawet nie usprawiedliwia mnie kolor włosów.
Czasem trzeba podjąć tzw. męską decyzję. I ja ją podjęłam.
To nie było proste. Ale nie chcę rozbijać związków. Skoro królewicz jest związany z inną księżniczką, to znaczy, że nie jest królewiczem. Chociaż może inaczej - na pewno jest, ale nie moim. Być może to brzmi idiotycznie, ale tak musi być. Chwilowo nie widzę innej opcji.
Kiniu, jezdeś najsłabsym ognifem. Dofidzenia.
Grzmot w maju sprzyja urodzaju, a majowe...
Autor: naamah
01 maja 2004, 19:10
No proszę, dawno nam się blogowisko nie psuło, trzeba było to nadrobić. Szczerze mówiąc już wydawało mi się, że nasza droga Adminka wyjechała sobie beztrosko na długi weekend, więc blogi powrócą dopiero w poniedziałek, ale jednak nie. Są. Co prawda nie śmigają, a raczej pełzają, ale są. To dobrze.
Akcja "polskie blogi" podoba mi się szalenie, ale niestety, pewne rzeczy są nie do przeskoczenia. Nie potrafię pisać dokładnie o swoim dniu - nawet gdybym chciała, wyszedłby mi bełkot. Na dodatek nudny bełkot, bo atrakcje dzisiejszego dnia ograniczyły się jedynie do krótkiej wyprawy do mamusi i z powrotem oraz lektury kolejnych rozdziałów książki doktor W., których znajomość będzie mi w następnym tygodniu bardzo potrzebna. A propozycja spaceru, która wypłynęła od K. spotkała się z moją stanowczą odmową – ja tu sobie wszystko układam proszę pana, a póki sobie nie ułożę, nie ma mowy nawet. Postanowiłam. I to nawet nie było takie trudne - dobry znak.
A jako że dzisiaj staliśmy się częścią europejskiej wspólnoty, nietaktem byłoby o tym nie wspomnieć. Wspominam zatem. Sprawy Unii ani mnie ziębią, ani grzeją - tak, jestem aspołeczna i apolityczna, a na dodatek wcale się tego nie wstydzę. Choć powód do dumy to również raczej nie jest. Ale przyznaję: owszem, jestem ignorantką, a na referendum wybrałam się, bo mnie mama ładnie poprosiła. Już można mnie ukamienować.