Archiwum 03 maja 2004


I'm not scared, but I can't move
Autor: naamah
03 maja 2004, 20:39
Wciąż mnie to zadziwia. Jak mogłam wplątać się w coś tak idiotycznego? Tak naprawdę nie umiem o tym napisać w taki sposób, by nie zabrzmiało to jeszcze bardziej żałośnie niż jest w istocie. Bo przecież kto jak kto, ale ja? Ja ze swoimi zasadami, ze swoją szeroko pojętą moralnością, z tym wszystkim co wyznawałam i mimo wszystko nadal wyznaję? To niepojęte. I na dodatek nie bardzo potrafię odnaleźć się w tej nowej dla mnie sytuacji.
Te wszystkie układy damsko-męskie są takie proste... tak, ale obserwowane z boku. Wiadomo - jeżeli nie chodzi o mnie, mogę spojrzeć na to obiektywnie, chłodnym okiem, choć może nie we wszystkich przypadkach całkowicie bez emocji... ale widzę to wszystko i w większości przypadków wiem, jak należy się zachować, co zrobić, jaki guzik nacisnąć i jaką dźwignię pociągnąć, by wszystko było w jak najlepszym porządku - przecież te mechanizmy są banalne, prawie zawsze jest tak samo. A kiedy przychodzi co do czego, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamieniam się w beznadziejną kretynkę, która nie wie nawet, skąd się tu wzięła i co tu robi. I nawet nie usprawiedliwia mnie kolor włosów.
Czasem trzeba podjąć tzw. męską decyzję. I ja ją podjęłam.
To nie było proste. Ale nie chcę rozbijać związków. Skoro królewicz jest związany z inną księżniczką, to znaczy, że nie jest królewiczem. Chociaż może inaczej - na pewno jest, ale nie moim. Być może to brzmi idiotycznie, ale tak musi być. Chwilowo nie widzę innej opcji.
Kiniu, jezdeś najsłabsym ognifem. Dofidzenia.