Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
28
|
29
|
30 |
31 |
01
|
02
|
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
Najnowsze wpisy, strona 73
Nastroje zmieniają mi się jak w tym tytułowym kalejdoskopie. Jeszcze wczoraj humor skopany kompletnie, dziś nie było chyba nawet sekundy, podczas której uśmiech nie gościł na mojej twarzy.
Kalejdoskop... smutek, szczęście, strach, radość, ból, przyjemność... jak zawsze. Mieszają się, przeplatają, plączą. Tak jak lubię.
W związku z tym zauważyłam ciekawą zależność - moje samopoczucie w sposób znaczący wpływa na częstotliwość pojawiania się notek na blogu. Kiedy jestem względnie zadowolona, rzadziej tu zaglądam, co w konsekwencji prowadzi do "niepisania". W przeciwnym wypadku jest dokładnie odwrotnie. Rzeczywiście... to po prostu mój program terapeutyczny. W dodatku multimedialny – i to z wbudowanymi bajerami typu niemożność edycji strony bez niespodziewanej straty całej grafiki czy niezapisującymi się notkami w standardzie. Ale i tak go lubię. Powiedziałabym nawet, że bardzo.
Ale dość bloga, przynajmniej własnego... musimy wrócić do oglądania relacji z Woodstocku i szukania znajomych... wyniki na razie żadne, ale nie tracimy nadziei.
Początek miesiąca bywa czasem przyczyną rozważań na temat sensu prowadzenia bloga. Ale nie ma co się silić na wzniosłe, wielozdaniowe i złożone definicje. Piszę, bo lubię. Może po części z przyzwyczajenia, ale bądź co bądź to część niewielka - gdybym tego nie lubiła, gdyby nie sprawiało mi to w jakiś sposób ulgi, a nawet przyjemności, nie zmusiłoby mnie do tego żadne przyzwyczajenie. Ale koniec rozważań natury ogólnej.
1 sierpnia miał przynieść rozwiązanie pewnych problemów, rozstrzygnięcie dość znaczących kwestii. I przyniósł. Jeszcze nie wszystkie, ale większość. I oczywiście... jeżeli już coś się wali, to po całości. Coś w tym jest, że nieszczęścia mają zwyczaj chodzić parami. W moim przypadku chyba ich ambicją jest stworzenie drużyny piłkarskiej wspomaganej ławką rezerwowych.
I tak to się optymistycznie nowy miesiąc zaczął. Dalej może być już tylko lepiej (?).
"Wędruję. Każdego wieczora podążam tą samą ścieżką, ścieżką, która zawsze pokazuje mi coś innego.
Ostatniej nocy było ciemno. Księżyc był ukryty pod płaszczem nowiu. A chmury powstrzymywały gwiazdy przed upadkiem. Na myśl o tym, co mnie otacza, czułam łaskotanie wewnątrz...
Widziałam tylko to, co mogłam sobie wyobrazić Więc uparcie brnęłam coraz głębiej, by odnaleźć swoją drogę tam na to wzgórze. Gdy tam dotarłam, oparłam się o skałę, która zatrzymała w sobie resztki słońca i zwróciłam twarz ku niebu.
Słońce przez cały dzień wlewało się do skały, a teraz ja czułam jak to ciepło rozlewa się nade mną, jak wypełnia mnie by oświetlić mi moją drogę powrotną do domu."
Patrzę w lustro, patrzę sobie w oczy i widzę pewną zmianę, jaka się we mnie dokonała. Chociaż to może brzmi banalnie, bo przecież nie da się tego dostrzec ot tak... ale czuję to. Nie chcę tego nazywać... może nie umiem, nie spłycając. To dla mnie bardzo ważne. Tak mi dobrze, tak lekko... czuję się szczęśliwa, bezpieczna. Wszystko dzięki niemu. Choć sprzeczamy się często, oboje bez tych krótkich spięć nie możemy już normalnie funkcjonować. Nie wyobrażam sobie, by tego wszystkiego zabrakło, by się nagle skończyło - chociaż oczywiście pewności nie mam. Ale chciałabym mieć. I nawet leciutko zazdroszczę Sebastianowi, że on ją ma, bez najmniejszych wątpliwości.
"Miłość nie jest skarbem, który się posiadło, ale obustronnym zobowiązaniem." (Antoine de Saint - Exupery)