Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23
|
24
|
25 |
26
|
27 |
28
|
29 |
30 |
31 |
01 |
Najnowsze wpisy, strona 42
Zdałam. No proszę, tego się nie spodziewałam. Ale za to szanowny profesor Z. oblał kilkanaście innych osób... więc to nie jest tak, że to też człowiek, który chce mieć wolne w lutym. Bardziej skłaniałabym się ku opcji, że to złośliwy cyborg stworzony jedynie po to, by utrudniać nam i tak niełatwe życie. Ale cóż, w tej chwili byłabym skłonna nawet ucałować jego pozbawione włosów czoło... i wszyscy chórem: dzię-ku-je-my profesorze!
W nagrodę zrobiłam sobie dollsa, którego można podziwiać tutaj. Ponoć wypisz wymaluj ja - "taka sama zblazowana mina i wyniosłe spojrzenie" (cytat z kolegi R.). Chociaż moim zdaniem ma lepszą figurę. Ale dolls musi być - zamiast różowego bLoGoOsIoWeGo wystroju - coś za coś.
A w mieszkaniu nadal grobowa cisza, zakłócana tylko przez ciche dźwięki płynące z winampa. Efekt wczorajszonocnej kłótni. Nie mogę znieść tego milczenia, naprawdę wolę kiedy krzyczy, kiedy trzaska drzwiami, kiedy miota przekleństwami - wtedy jest sobą. Teraz nie jest i to mnie przeraża.
In our room in our room
where I can see the silence in you eyes...
Zasypiam na siedząco. Po trzydziestu kilku godzinach bez snu, po wczorajszonocnych próbach przyswojenia materiału obowiązującego na dzisiejszym egzaminie po prostu padam na nos.
I proszę nie pytać, jak mi poszło, nie chcę nadużywać słowa "fatalnie" na zmianę z innymi, niekoniecznie cenzuralnymi określeniami na temat dzisiejszego egzaminu. Na to będzie czas w lutym, tak myślę. Chociaż oczywiście mogę się mylić.
A jak się skutecznie zawala egzamin? Służę pomocą, choć to banalnie proste. Wystarczy, że - zamiast przypominania sobie treści w celu zapisania ich na przygotowanej przez uczynnego profesora kartce - po głowie będą plątały się pierwsze dźwięki "Angelicy" (ta gitara jest po prostu genialna...). I już. Łatwe, proste i przyjemne.
Mimo wszystko mam nadzieję, że szanowny pan Z. zaliczy mi moje wypociny. Ale nadzieja jest matką głupich, jak powszechnie wiadomo (to by się nawet zgadzało). No cóż, zobaczymy.
Heh... to ja sobie zrobię herbaty, a na deser być może różowy wystrój bLoGoOsIa - to zawsze pomaga.
Eurowizja... interesujące widowisko. Oczywiście nie mogłam przegapić takiego wydarzenia, wszak trzeba być na bieżąco z newsami związanymi z polską sceną muzyczną. Chociaż właściwie... po co? Przecież na tejże scenie od lat dzieje się bardzo niewiele (by nie powiedzieć praktycznie nic – chlubne wyjątki tylko potwierdzają regułę). Wciąż te same twarze, wciąż te same schematy. Jeżeli eliminacje do eurowizji mają być przekrojem tego, co reprezentuje Polska, to ja dziekuję... siostrzyczka miss Steczkowskiej, koleś którego widziałam już w jakimś programie ("Idol"? "Szansa na sukces"? "Droga do gwiazd"?), kolejna idolowa maskotka Alicja tudzież Alex Janosz przypominająca bohatera "Gumisiów", pani Ostrowska wyglądająca lepiej niż za czasów "Szklanej pogody" (za to niestety śpiewająca już gorzej), mierna krzyżówka Osbourne'e i Dani'ego z COF, okropne pod względem wokalnym Blue Cafe (i proszę, wygrali... pozostaje tylko zakrzyknąć gromkim głosem: "Wy głosujące bezguścia!") oraz moi zdecydowani "faworyci" - zespół Łzy, genialny wręcz popis grafomaństwa i płaskich dźwięków. Pięknie.
Ale żeby nie było, że jestem zdolna jedynie do krytyki - coś mi jednak przypadło do gustu. Mianowicie Sistars - zupełnie nie w moich klimatach, ale naprawdę zrobili na scenie coś fajnego. Bardzo mi się podobało. Jakaś nadzieja na to, że na naszym rynku muzycznym nie jest jednak tak źle.
Reszty nie zapamiętałam, więc widocznie nie była charakterystyczna - zresztą, może też dlatego, że zerkałam jednym okiem znad książki autorstwa mojego profesora. Egzamin już w poniedziałek.
Książki czekają na przeczytanie, wiedza na przyswojenie, maile na odpisanie, prywatny mężczyzna na niezasłużoną porcję czułości, rodzicielka na telefon, pies na spacer... a ja tymczasem co robię? Ano trenuję wyczynowe uderzanie pingwina. Jeżeli nadal będę to robić z taką pasją, to wkrótce zabraknie skali, a biedny pingwin straci główkę. Przykre.
Swoją drogą mogłabym znajdować sobie nieco bardziej ambitne rozrywki...
Z innej beczki: dostępnej od dzisiaj opcji moderowania komentarzy mówię stanowcze NIE! Co to ma znaczyć? Przecież wolność słowa mamy. Poza tym niedługo dojdzie do tego, że nasze blogowisko nie będzie się już niczym różniło od pozostałych... a przecież tego byśmy nie chcieli, prawda?