Najnowsze wpisy, strona 32


...
Autor: naamah
15 kwietnia 2004, 23:49
Moje życie, albo cudze. Najpewniej jakieś wymyślone. Ulepione z lektur, niespełnień, starych filmów, niedokończonych rojeń, zasłyszanych legend, niewyśnionych snów. Moje życie. Kotlet z białka i kosmicznego pyłu. (Tadeusz Konwicki)
***
I właśnie dlatego na krótko zagościła tutaj pani MM. Interpretacja dowolna.
Był piękny letni poranek. W taki dzień...
Autor: naamah
13 kwietnia 2004, 21:07

Był piękny letni poranek. W taki dzień człowiek aż się cieszy, że żyje. Człowiek leżący na ziemi zapewne również chciałby się tym cieszyć - był jednak martwy. Tak martwy, że bycie w choć minimalnie większym stopniu martwym wymagałoby przejścia specjalnego szkolenia.

Notkę czas zacząć. Trochę dziwne uczucie - przez te kilka dni odzwyczaiłam się od pisania, w zasadzie od kompa w ogóle. Czas się na nowo przyzwyczaić.
Wyjazd zdecydowanie można zaliczyć do udanych - zresztą z M. nie mogło być inaczej. Jedno tylko zastrzeżenie: mogłaby nie katować mnie w takiej ilości muzyką swojego ulubionego rapera o idiotycznej ksywce, bo ani to melodyjne, ani intrygujące. A poza tym ok: wróciłyśmy względnie całe (jeżeli nie liczyć pozostawionej ok. 1/3 włosów M., które w przebłysku geniuszu postanowiła ściąć na miejscu) i zdrowe (pomijając mój jednodniowy katarek, który już zresztą minął). Z poobijanymi kolanami i numerami potencjalnych narzeczonych w pamięci telefonów. Z wiedzą, że na kameralnych imprezach najlepiej sprawdzają się wybrane kawałki New Order (tak, ukamienujcie mnie za to). Z wieloma innymi rzeczami. Było miło.
Natomiast z planowanego wieczorka zapoznawczego nic nie wyszło, bo po o wiele za długiej jeździe starym rozklekotanym autobusem miałyśmy ochotę już tylko na położenie się do łóżek i nocne rozmowy o wszystkim i niczym - a do tego towarzystwo osób innych niż my same było nam zdecydowanie niepotrzebne. Nadrobiłyśmy to jednak już następnego poranka, a w konsekwencji nadrabiałyśmy to każdego kolejnego dnia naszego wypadu (stąd numery potencjalnych narzeczonych właśnie). O tak, to właśnie upragniona cisza, spokój i odosobnienie. Ale cóż, plany są przecież głównie po to, by je modyfikować.
A w związku z modyfikacją planów: czy przypadkiem ja nie mam na jutro zapowiedzianego jakiegoś koła? Oj chyba tak... no trudno. Nic się nie stanie, jeżeli się na nim nie zjawię. Usprawiedliwię się nadmiarem przeżyć w ciągu ostatnich dni - na pewno zostanie mi wybaczone.
"Wszystkiego dobrego, jajka wielkiego i pięknie...
Autor: naamah
08 kwietnia 2004, 21:33
Wraz z M. załatwiłyśmy już wszystko, co miałyśmy załatwić, obdzwoniłyśmy rodziny z życzeniami i już wkrótce zaszyjemy się w głuszy, gdzie jedyną osobą posiadającą telefon w domu jest zacna instytucja sołtysem zwana. Na szczęście dzięki współczesnej technice nie będziemy zdane na jego łaskę lub niełaskę, telefony komórkowe bezpiecznie schowane w plecakach zawsze mogą się przydać. Będzie wesoło. A w razie gdyby nam się jednak niezbyt spodobało, zawsze możemy wrócić wcześniej. Ale wątpię. Takie wypady po prostu nie mogą się nie podobać. Tym bardziej, że M. przepowiedziała, że już pierwszego wieczoru zaprosimy przypadkowo spotkanych osobników na kolację, w celu integracji z mieszkańcami. Może się więc zdarzyć, że nie będziemy miały ochoty wracać. Ale bez obaw – w takim wypadku zadbam o w miarę stały dostęp do internetu, by na bieżąco dzielić się swoimi przeżyciami i niekoniecznie mądrymi wnioskami. W końcu to uzależnienie zobowiązuje.
***
A teraz... tak, zdaje się to jest odpowiedni moment. Tak, tak, to już teraz - nadszedł czas na świąteczne życzenia. Tradycyjnie i mało oryginalnie: wszystkiego dobrego i kilku dni odpoczynku od codziennych obowiązków i monotonnej rzeczywistości. A co do reszty: co kto lubi. Czyli żeby te dni minęły szybko/dłużyły się niesamowicie, przeżywania duchowego/kilku dni wolnych więcej, wielkiego obżarstwa bez liczenia kalorii/dietetycznych potraw, dyngusa bardzo mokrego/całkiem symbolicznego. Niepotrzebne skreślić.
Słowem: wszystkiego najlepszego z okazji nadchodzących świąt drodzy Blogowicze. Pozdrawiam ciepło.
Trzeba pić zioła, bo to nie chemia. Ale...
Autor: naamah
05 kwietnia 2004, 21:07
Z kącika pilnego studenta: każdy wykładowca ma swoje dziwactwa, pani doktor D. nie jest wyjątkiem. Jakieś idiotyczne zdobywanie punktów na zajęciach, za powtarzanie jej słów - ja się w to nie bawię, nie zamierzam uczestniczyć w takiej szopce: przecież jest tyle bardziej zajmujących rzeczy, które można robić w czasie przeznaczonym na wykład. Niestety... "pani Kingo, może pani powtórzy...". Oczywiście, pani Kinga może powtórzyć: ostatnie hasło z rozwiązywanej przed momentem wspólnie z kolegą W. krzyżówki, melodię "Return", która uparcie rozbrzmiewa w mojej głowie od rana, zdać relację z tego, co przeczytałam w "Fakcie" kiedy pracowite mróweczki z pierwszych rzędów się produkowały... ale na pewno nie to, co mówiła pani doktor. Chyba podpadłam.
Z kącika początkującego informatyka: w końcu postanowiłam uśmiercić wszelkie zbędne żyjątka w moim kompie. 1:0 dla mnie i co najważniejsze obyło się bez formatowania. Chociaż system mam tak podziurawiony, że szkoda gadać. Z tym też sobie poradzę, mam nadzieję. Ważne, że z kilkuset zainfekowanych plików na moim wysłużonym sprzęcie nie ma już ani jednego - komp czysty jak łza. I od razu zaczął szybciej działać, co jest akurat bardzo pożądane. To teraz mogę spokojnie przeinstalować system i zacząć na nowo używać outlooka bez obawy, że zainfekuję komuś kompa. Enjoy.
Z kącika muzycznego, a raczej "muzycznego": co to w ogóle jest to całe Jeden Osiem L? Skąd się to wzięło i dlaczego akurat mnie się tym katuje? Młoda dostała na ich punkcie jakiejś obsesji, wciąz każe mi oglądać fotki zrobione na ich koncercie (byli już ponoć dwa razy w naszej małej mieścinie, oczywiście musiała tam być) oraz wyśpiewuje grafomańskie fragmenty tekstów i nuci prymitywne melodyjki. Ja kojarzę tylko kiczowate "Jak zapomnieć Cię" czy jakoś tak - trudno zresztą byłoby tego nie kojarzyć, skoro jakiś czas temu dosłownie wszędzie grano, pokazywano i cytowano ten kawałek. Tak czy inaczej niech to coś idzie tam, skąd przyszło.
Z kącika złamanych serc: bez zmian. I tyle w temacie. Nie chcę psuć sobie - wyjątkowo dobrego dzisiaj - humoru. Ani się rozklejać, bo to mi zepsuje image. Innym razem.