Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20
|
21 |
22
|
23
|
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
Archiwum lipiec 2003, strona 1
Czekam, czekam cierpliwie. Planowany przyjazd pociągu 17:48 – jeszcze godzina. Polskie Koleje Państwowe zaczynają działać mi na nerwy, chociaż ich wina w tym żadna.
"Ani różnica wieku, ani różnica poglądów, nic w ogóle nie może być przyczyna zerwania wielkiej miłość... nic prócz jej braku..." (M. Dąbrowska)
Nie lubię siebie w tym stanie. Tyle do poprzedniej notki. Początkowo miałam zamiar ją skasować, ale... niech zostanie. To też ja. Niestety.
Ale jako że popadanie ze skrajności w skrajność jest u mnie na porządku dziennym, to teraz jest zupełnie inaczej - pokusiłabym się nawet o określenie tego stanu słowem "dobry". Banalne. Jest dobrze. Bo to już jutro (w zasadzie dziś). Bo to jeszcze tylko kilka godzin. Bo będę mogła się przytulić tak mocno. Bo usłyszę, że będzie dobrze.
Na tvn-ie trwają "Rozmowy w toku" - czy odległość, rozłąka źle wpływa na związek. No proszę, temat na czasie. Z ciekawości zerknę.
"How I needed you
How I grieve now you're gone
In my dreams I see you
I awake so alone…"
"To przychodzi tak cicho i niespodziewanie."
Dwa dni, a wydają mi się wiecznością. Niech już będzie środa... Inaczej zwariuję. Do reszty.
Tęsknię tak potwornie, brakuje mi wszystkiego, co z nim związane. Dosłownie wszystkiego – do tego stopnia, że czuję ból niemalże fizyczny na myśl o tym. A nie myśleć się nie da – każda związana z nim, nawet niekoniecznie w sposób bezpośredni. Jest po prostu obecny. Zawsze.
"Wydaje mi się, że jesteśmy nierozłączni...
Że to po prostu już się stało i że tak będzie zawsze."
Nie chcę się rozklejać. Nie chcę nocnego oblewania poduszki łzami. Nie chce potem szopki na styl amerykański "co słychać? - jest świetnie!".
"I gdy tak myślę, to tak rozpaczliwie tęsknię za Tobą, że chce mi się płakać. I nie jestem pewien, czy z tego smutku, że tak tęsknię, czy z tej radości, że mogę tęsknić".
Znów niedziela? Jakoś szybko ten tydzień minął, nawet nie było czasu na zastanawianie się nad mijającymi w zastraszającym tempie dniami - ale może to i lepiej. Niedziela mija natomiast wolno i – co za niespodzianka – nadzwyczaj nudno.
Tymczasem wsłuchuję się w wydzierającego się Trenta Reznora, w pośpiechu dopijam herbatę i krzywię się na dźwięk słów dobiegających z telewizora. Że też znów musieli mi zepsuć humor. 6 września, Warszawa, Torwar - nie wiem, czy się zdecyduję. A jeśli nie, to nie wiem, jak (i czy w ogóle) to przeboleję. Dlaczego wrzesień? Dlaczego nie sierpień, albo nie październik? Idiotyczne dylematy. R-s tam będzie - już jakiś czas temu kupiła bilety i teraz nie mówi o niczym innym.
Na dodatek Castle Party. Oczywiście nie obejdzie się bez potępieńczych wokali pań z kapelek typu Artrosis... Ale XIII Stoleti i Closterkeller brzmią zachęcająco. Pożyjemy zobaczymy.
Muszę przestać oglądać telewizję. Za dużo dołujących wieści. Ale special czy jak to się zwie z panem Rojkiem i resztą przykuł moją uwagę skutecznie i na długo – na przepisowe pół godziny... i zanosi się na dłużej.
Szybkość transferu danych jest w chwili obecnej wprost zastraszająca. Już nawet nie mam ochoty na dalsze pisanie, lepiej pójdę i obejrzę romantyczną komedię kompletnie-nie-w-moim-stylu. Nawet ja od czasu do czasu potrzebuję czegoś takiego.