Najnowsze wpisy, strona 91


Shake it off, just to redirect my flow -...
Autor: naamah
07 kwietnia 2003, 14:52

To piękny dzień, pomimo śniegu, deszczu, wiatru... jest pięknie. Wcale nie ze względu na widok za oknem... Po prostu wstaję i czuję, że żyję. Że to życie jest moje, zrobię z nim to, co zechcę – nieważne czy będzie to dobre czy złe, po prostu będzie moje. Nikt nie trzyma mnie w klatce, choćby nawet złotej. To też jest wolność?
Patrzę w okno, na zaśnieżoną ulicę... czuję, że dziś mogę wszystko.
A najbardziej optymistyczne jest to, że wkrótce mi przejdzie i wrócę do „normalności”. "Memories of everything
Of lemon trees on mercury
Come to me with remedies
From five or six of seven seas
You always took me with a smile
When I was down
Memories of everything
That blew thru..."

"It's a very, very... mad world...”
Autor: naamah
05 kwietnia 2003, 02:29
Weszłam tu z zamiarem dodania kolejnej, niczego nie wnoszącej notki o pseudobólu istnienia. Jednak nie zrobię tego. Tym razem mały banalik na użytek powszechny - mający przekonać wszystkich (a głównie mnie samą), że jeszcze zachowałam pozory normalności. Zatem dzisiaj nie puszczę żadnego mało ambitnego tekstu koncentrującego się prawie i wyłącznie na mojej skromnej osobie...
Dni mi się dłużą. To przeziębienie nie daje mi spokoju, w związku z tym prawie nie wychodzę z domu. Szczerze mówiąc nie cierpię takiej bezczynności. W związku z tym zabieram się za rzeczy prawie zupełnie niepotrzebne - dziś sprawdzałam, co ciekawego mam na płytkach przyniesionych swego czasu przez brata, obecnie poniewierających się w pudełku koło monitora. Trochę mp3, filmy, z których chyba tylko "Fanatyka" zostawiłabym w spokoju... reszta to prawie wyłącznie z zasady mało śmieszne (choć oczywiście czasami zdarzają się wyjątki) komedie o przedwcześnie dojrzałych nastolatkach - rewelacyjny "podnośnik" własnej wartości i wiary w talent dla marzących o karierze reżysera (coś w stylu "heh, nakręciłbym to o wiele lepiej" :P) I coś o tytule brzmiącym niezbyt znajomo - w związku z tym postanowiłam zobaczyć fragmencik, by ocenić, czy należy to zostawić do ewentualnego późniejszego obejrzenia... Co było kompletnie nie do przewidzenia - wciągnęło mnie. Do ostatnich minut, do ostatniej kwestii - a po zakończeniu miałam ochotę obejrzeć go jeszcze raz, co również nie zdarza mi się często...
Niepokojący, intrygujący, ponadprzeciętny, niebanalny... to i tak za mało, aby opisać ten film. Film o nastolatku niekoniecznie dla nastolatków. I wcale nie poczułam się, jakbym wracała do starych dobrych czasów. Ale mi się spodobał, nawet bardzo. Poruszający... klimat nieco psychodeliczny, w takiej dawce, jaką lubię.. historia podobna do tej z znanej tak dobrze z życia, więc może dlatego "Donnie Darko" zdecydowanie przypadł mi do gustu. Zmusił do zastanowienia, małej refleksji "a co będzie, jeśli"...
Ponadto uwagę przykuwa jeden z moich ulubionych kawałków zawarty na ścieżce dźwiękowej do tego filmu - dla mnie to już prawie pełnia szczęścia ;)
"Why is the bedroom so cold, you've turned away to your side
is my timing that flawed
our respect run so dry?"
Ten sam kawałek przyczepił się do mnie przed jakimiś kilkoma dniami i nie chcę sobie pójść... a ja wciąż go słucham, wciąż rozpamiętuję, mimo iż dobre to dla mnie nie jest... nic na to nie poradzę, że akurat niebezpośrednio z tym utworem związanych jest kilka ważnych zdarzeń z mojego życia (nie tylko pamięć zapachów czy miejsc istnieje... pamięć dźwięków również) - tak samo jak nic nie poradzę na to, że uwielbiam ten głęboki głos prawie tak bardzo, jak głos pana V.
Nie, stop! To nie miała być kolejna notka z cyklu "żałośnie i monotematycznie". Za bardzo się rozkręcam. Lepiej już pójdę w takim razie. Dobrej nocy.
An erotic alchemy...
Autor: naamah
03 kwietnia 2003, 01:12
"Między nami jest ta dziwna chemia
Ale czy umarłabyś za mnie?
Czy umarłabyś za takiego mnie jakim byłem?"
Dziś nastrój mocno erotyczny... pod powiekami on, na ciele niemalże czuję jego dłonie a na szyi jego oddech... a potem otwieram oczy i przypominam sobie, że jego tak naprawdę tu nie ma. A mimo to zamykam oczy na nowo... pozwalając myślom odfrunąć w rejony niedostępne dla innych... nie tym razem...
Opowiem mu o tych wszystkich myślach... jeszcze dziś w nocy, kiedy do snu ułoży mnie swoimi słowami, rozbrzmiewającymi w słuchawce i w mojej głowie... a ja boję się zasnąc, bo wiem, że gdy się obudzę znów będę szukać go obok... a jego tym razem znów nie będzie... to nie jest jedna z tych kilku nocy średnio raz na miesiąc...
"Dotykam twoich ust, palcem dotykam brzegu twoich ust, rysuję je tak, jakby wychodziły spod mojej ręki, jakby po raz pierwszy twoje usta miały się otworzyć i wystarczy, bym zamknęła oczy, aby zamazać to wszystko i zacząć od nowa; za każdym razem tworzę usta, usta, których pragnę, usta wybrane spośród wszystkich, w absolutnej wolności przeze mnie wybrane, aby moja ręka narysowała je na twojej twarzy, a które przez niezrozumiały dla mnie przypadek dokładnie opowiadają Twoim ustom, uśmiechającymi się pod moimi palcami.
Patrzysz na mnie, patrzysz na mnie z bliska, jeszcze bardziej z bliska, oczy powiększają się, zbliżają do siebie, nakładają jedno na drugie, cyklopi patrzą sobie w oczy łącząc oddechy, usta odnajdują się i łagodnie walczą gryząc się w wargi, leciutko opierając języki o zęby, igrają wśród tego terenu, gdzie przelewa się tam i z powrotem powietrze, pachnące starymi perfumami i ciszą. Wtedy twoje ręce zanurzają się w moich włosach, pieszczą powoli głąb moich włosów, podczas gdy całujemy się, jakbyśmy mieli usta pełne kwiatów czy też ryb o szybkich ruchach, o świeżym zapachu.
I jeżeli całujemy się aż do bólu - jest to słodycz, a jeżeli dusimy się w krótkim, gwałtownym, wspólnie schwyconym oddechu - ta sekundowa śmierć jest piękna."
When routine bites hard and ambitions are...
Autor: naamah
02 kwietnia 2003, 04:54
Kryzys przyszedł szybciej niż myślałam... chociaż kryzys to za wielkie określenie na ten stan. Czyżby przyczyniła się do tego kolejna bezsenna noc, myśli, które nie dają spokoju... trochę złożyło się też to, że nie ma go tutaj, przy mnie... ale to nie jest dziś główny powód.
Jak to jest? Ten przeklęty wrodzony optymizm, ciekawość życia i świata łączy się z uwielbieniem dla mroku, chaosu i szumu, przeplata ze skłonnościami do dołów i nizin... taki mały paradoks. Trochę nieakceptowany przez innych. Po prostu niewiele jest osób w moim otoczeniu, które potrafią to w pełni zrozumieć... heh, ale to nie jest jakieś udawane wyalienowanie - to jest mi obce, w sumie śmieszy, takie trochę pozerstwo "nikt mnie nie rozumie, każdy jest obcy, każdy jest wrogiem". Nie, kimś takim nie byłam i nie jestem. Żeby powiedzieć coś takiego bez narażenia się na śmieszność trzeba być kimś zupełnie innym. Ale jednak mimo wszystko czasem... jak to określiła moja przyjaciółka, "czasem masz te swoje fazy". Dobrze, że tylko czasem...
Nie czuję się inna, gorsza czy lepsza... po prostu czasem potrzebuję spokoju, samotności... żeby się wyciszyć, w spokoju zastanowić nad sobą, życiem, tym co było i co będzie dalej...
"w ciemności uświadomiłem sobie po raz pierwszy w życiu, ze jedynie samotność jest w życiu człowieka stanem graniczącym z absolutnym spokojem wewnętrznym, z odzyskaniem indywidualności..."
Dobrze, że mam tego bloga... może nie jest on odskocznią od życia codziennego, może nie poprawia mi humoru, nie pozwolił poznać siebie tak, jak bym chciała i nie poukładał myśli w spójną całość (bo ponoć pamiętniki są właśnie po to), ale w jakiś sposób pomaga. Kiedy tak sobie wypiszę to, co mi w danej chwili w duszy gra... oczywiście daleko mi do totalnego netowego ekshibicjonizmu, to raczej strzępki myśli, emocji...
Aktualnie w głowie takie małe przemyślenia na temat tego, co było... na temat moich przeżyć, ale trochę też myślę o nim. Ostatnio często mi się to zdarza... im bliżej 18 maja, tym częściej... jak co roku... może to trochę chore, bo przecież mając 22 lata powinnam już wyrosnąć z takich spraw... Nie mogę czy nie chcę?
Znów poziom merytoryczny notki drastycznie spadł na łeb. Inaczej mówiąc zauważyłam, że ostatnio piszę bez sensu. Trudno. Jest prawie piąta. Lepiej pójdę spać... w końcu kiedyś trzeba.