Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03
|
04
|
05
|
06
|
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
Najnowsze wpisy, strona 57
Życie jest brudnym piekłem i ludzie wszystko gnoją. Największe przerażenie ogarnia wtedy, kiedy czujesz, że w twoim życiu zaczyna dziać się coś dobrego. Przymykasz oczy i widzisz, jak wszystko idzie w błoto. Jak we wszystko wtrącają się podli i głupi; jak wszystko pomału umiera; jak wszystkiego trzeba będzie potem żałować. Kochasz i widzisz zdradę, czujesz, że zaczynasz kochać, i widzisz, jak ten człowiek od ciebie odchodzi. Wtedy dopiero można zrozumieć, czym jest strach. (Marek Hłasko)
Zgodnie z radami przystąpiłam do "uświadamiania" rodzicielki. Oczywiście według założenia miałam jedynie wspomnieć, rzucić jakąś aluzję... nic z tego. Z typową dla siebie delikatnością wypaliłam: "mamuś, przestań, po co to komu... zdążysz jeszcze z całym tym zamieszaniem, nie stresuj się... aaaaa wspominałam już, że rodzice Sebastiana mają zamiar oficjalnie zaprosić nas wszystkich na święta do siebie?". I wtedy to zobaczyłam... a zawsze zastanawiałam się, po którym z rodziców mam takie dziwne spojrzenie, kiedy coś mnie zaskoczy lub idzie nie po mojej myśli. Teraz już wiem. Chyba zaczynam się bać.
Tu coś złego się stanie,
to jest hardkor, kochanie,
tu panuje zły klimat, tu się wszystko zaczynaO tak. To doskonale słowo na określenie całej tej sytuacji. I jakże pasujące do tegorocznych świąt. Hardkor.
Karetki jeżdżą nieustannie. Głośny, czysty sygnał. Przez otwarte okno słychać je wyjątkowo wyraźnie... nie, nie zamknę go, nie zasnę "bez powietrza".
Niepokój... chciałabym mieć pewność, że z bliskimi mi osobami (i nie chodzi mi jedynie o rodzinę, a o wszystkie osoby, z którymi w jakiś – głębszy – sposób jestem związana emocjonalnie) jest wszystko w porządku. A takiej pewności co do wszystkich nie mam, nie tylko w tej chwili – tego chyba nigdy nie można być pewnym. A to jedna z niewielu rzeczy, która mogłaby mnie zabić... gdyby coś stało się moim bliskim, nie byłabym w stanie normalnie funkcjonować.
Wiem, histeryzuję - na pewno wszystko jest dobrze, niemniej jednak nie potrafię pozbyć się tego uczucia... niepokoju właśnie. Czasem przychodzi. Znów czuję się jak mała zagubiona dziewczynka... z tą tylko różnicą, że teraz mam się do kogo przytulić, ma mnie kto uspokoić. Ale poza tym nic się nie zmieniło, wciąż jest tak samo.
Skutek uboczny?
Uczelnia bez zmian. Moja "praca" bez zmian. Czyli nuda na obu frontach. Powinnam się już do tego przyzwyczaić.
Mamusia zaczyna planować świąteczne menu. Jak co roku z potężnym wyprzedzeniem. I jak co roku mnie w to wciągając. Zastanawiamy się właśnie, czy uprzedzić ją o fakcie, że tych świąt prawdopodobnie nie spędzi w domu... a kilkaset kilometrów stąd. Ale może nie będziemy jej szokować. To jeszcze dwa - niecałe co prawda, ale zawsze - miesiące. Zdążymy.
Natomiast prywatny mężczyzna zaskoczył mnie dzisiaj oświadczeniem, że najwyższy czas na potomka. Najlepiej płci żeńskiej i najszybciej jak się da. Żartował oczywiście, niemniej jednak lekko mnie to przeraziło. Ja? Teraz? Nie chcę! Ja się boję! S., błagam... Ty się jeszcze zastanów.
Mimo wszystko lubię listopad. Tylko pogoda mogłaby być bardziej "zdecydowana".
Herbata stygnie, komp niebezpiecznie zwalnia, a pan Alexander V. kończy śpiewać "Return". Kończę więc notkę. Miłego wieczoru.