Archiwum marzec 2004, strona 1


My winter searches, my coldness needs, my...
Autor: naamah
21 marca 2004, 20:25
Nieskomplikowani ludzie mają - na dzień dzisiejszy, pierwszowiosenny - jeszcze jedno marzenie. Marzenie już raczej nie do spełnienia, przynajmniej nie w ciągu najbliższych kilkunastu minut. Otóż ludzie nieskomplikowani marzą o tym, by korzystać z własnego niezawirusowanego kompa. Nie jest to jednak możliwe, gdyż na prywatnym komputerze aż roi się od wrednych, wstrętnych robali, które nie robią nic innego, tylko rozmnażają się z radością. Paskudne.
Co ciekawe, robala tego dostałam dzisiejszego popołudnia od właściciela jednego ze znajomych blogów, drogą mailową rzecz jasna. Oczywiście żadnego żalu nie mam i od różnych też wyzywać nie zamierzam, gdyż jak wszyscy doskonale wiemy, "osoba pojawiająca się jako nadawca listu z robakiem nie jest jego prawdziwym nadawcą" (za
mks.com.pl).
Tak czy inaczej walczę. Wszystkimi dostępnymi sposobami. Chociaż i tak zapewne skończy się na formacie C (a wolałabym tego za wszelką cenę uniknąć) - i po krzyku. Wcale mi się to nie podoba. Ale walczę nadal.
Robale i inne tego typu znowu szaleją. A ponoć z upływem dni może być już tylko gorzej. Zaprawdę, powiadam Wam zatem – zabezpieczajcie swoje kompy jak tylko się da, bo nie znacie dnia ani godziny.
Z gorzkimi pozdrowieniami.
A tak naprawdę...
Autor: naamah
20 marca 2004, 22:08
... to marze dzisiaj tylko i wyłącznie o tym, by w końcu znaleźć się w łóżku i uczciwie przespać co najmniej 8 godzin.
Nieskomplikowani ludzie mają nieskomplikowane marzenia.
Dobranoc.
...
Autor: naamah
18 marca 2004, 21:20
Od najwcześniejszej młodości przyzwyczajani jesteśmy do tego, by słuchać zafałszowanych wieści, a nasz umysł od stuleci tak bardzo przesiąknięty jest uprzedzeniami, że strzeże fantastycznych kłamstw niby skarbu, tak iż w końcu prawda zaczyna się wydawać niewiarygodna a fałsz prawdziwy. (Sanchoniathon)
My life is not too whole, it's understanding...
Autor: naamah
16 marca 2004, 22:31
Miałam napisać, wedle życzenia "ze szczegółami" - tyle, że jak już wcześniej wspomniałam, opisywać za bardzo nie ma czego. Było pozytywnie, bawiliśmy się naprawdę świetnie. Ale nikt do nikogo wracać nie zamierza. Choćby z tej prostej przyczyny, że to nie telenowela. A poza tym wyznaję zasadę, że po raz drugi nie wchodzi się do tej samej rzeki. Miłość, związek... oczywiście, zawirowania się zdarzają, ale dla mnie to jest coś stałego. Coś, co trwa - a jeżeli się kończy, to już na dobre.
Oczywiście to nie jest jakieś moje postanowienie, jakaś obietnica dana samej sobie, nie... bo przecież nigdy nie wiadomo, co się stanie, co wydarzy, co będzie i jak będzie. To wszystko ma ten urok nieprzewidywalności - ale moje nastawienie jest teraz dokładnie takie. Co nie znaczy jednak, że nie może się zmienić.
I mogłabym się tylko zastanawiać dlaczego stało się tak, jak się stało, w którym miejscu popełniłam błąd... mam wyraźną tendencję do obwiniania się za rzeczy, których niepowodzenie nie zależało tylko i wyłącznie ode mnie - ale nie. Ogólnie rzecz biorąc teraz moje nastawienie najbliższe jest stwierdzeniu "co ma być, to będzie". I tyle.
But it seems like it's going wrong again
and it feels like it's going wrong again...