Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
28 |
01 |
02
|
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
Archiwum 02 marca 2005
Po raz kolejny grzeszę myślą, mową, uczynkiem i tym, co tutaj jest najbardziej widoczne - zaniedbaniem. Tylko dlatego, że nie chcę mieć mojego kOfFaNeGo rOoŻoWeGo bLoGaSka wypełnionego nudnymi pojękiwaniami w stylu: "nie mam czasu, muszę pisać, zbadać, dokończyć, a jestem jeszcze w proszku" - mam to na codzień, więc chociaż tutaj mogłabym z tego zrezygnować. Ale kiedy chciałam sobie darować kolejną notkę w tym stylu co się okazało? Otóż okazało się, że na dobrą sprawę nie mam o czym pisać. Bo praktycznie nic poza tym się nie dzieje. Codzienność. Nie potrafię dokończyć spraw i nie potrafię wypełnić własnych snów. Te kilkadziesiąt stron w formacie .doc nie wiadomo kiedy stało się pępkiem mojego świata - mało co jest równie ważne. Cholerny punkt odniesienia. Zasiadając do pisania czegokolwiek innego zaczynam odczuwać dziwaczne wyrzuty sumienia – bo przecież mogłabym poświęcić ten czas na dopieszczanie kolejnych rozdziałów. Nawet nie przypuszczałam, że jestem perfekcjonistką aż do tego stopnia. Kolejna rzecz, która mnie powoli i podstępnie zabija.
Zamilkłam więc na chwilę, bowiem nie mam nic do powiedzenia. Nic poza już-nawet-mnie-męczącymi (chyba przede wszystkim mnie) odcinkami tasiemca "Kinga i Microsoft Word - ostatnie starcie".
Ale już niedługo...