16 października 2004, 22:30
A od ostatniej notki niewiele się zmieniło. Turbodoładowanie wciąż, energia wciąż (aż nadto, biorąc pod uwagę kostkę, boleśnie skręconą na ubiegłotygodniowym koncercie), dobry humor wciąż i pęd do wiedzy wciąż. Napisałam już znaczną część tego, co napisać mam do końca roku (tak sobie przynajmniej zaplanowałam, a jak mi wyjdzie, zobaczymy) i nadal nie mam drugiego podbródka.
Mam za to mętlik w głowie, kilka idiotycznych dylematów i rozterek związanych z tematami, które wymagają 100% pewności, o którą u mnie niezwykle trudno. Czyli jak mówiłam: nic nowego.
---
Prowadzimy niebezpieczną grę, Tom. Będę próbowała się uwolnić. Chciałam zrobić z siebie Przybyszewską, uwierzyć, że można przekroczyć pewne granice i żyć tylko życiem mentalnym. Znów będę (jestem) w piekle? I miotam się. Tylko że ja niszczę wszystko, aby potem cierpieć jeszcze bardziej. Szczęśliwe życie i piękne wzory nie dla mnie. Miałam żyć już tylko ostrożnie. Brać ostrożnie. Dawać ostrożnie. Nie mów nic, powiesz, gdy przyfruniesz, może do snu, może do poduszki. Widać tak karty zostały rozdane. Musimy stwarzać nie tylko nasze dusze, ale i ciała, ty i ja. Już czuję ten paraliżujący dotyk, bo on taki być musi, nie inny. O niczym innym teraz nie marzę, jak poddać się tej sile, a potem skoczyć, choćby tak jak Safona. I może dla tych, którzy spojrzą z zewnątrz, moje szaleństwo będzie głupotą, ale dla mnie już staje się świętością. Czujesz chłód mojej ręki? Ona czeka na dotyk, który z pająkiem tylko staje w zawody.