14 września 2004, 20:36
Ale to nie teraz, bo nadal jestem chora (a pisanie notki miało mnie cudownie uzdrowić, chyba nie wyszło... wstydź się, multimedialny terapeuto!). Co byłoby nawet miłe w trakcie roku akademickiego, teraz jednak nie jest - nie potrafię leniuchować, nie potrafię spokojnie leżeć w łóżku nic-nie-robiąc. Skutki bywają bowiem opłakane. Po stworzeniu galaretki o smaku leśnych owoców i wynalezieniu mini-korków do nosa (opatentuję to!) przyszedł czas na dokształcanie się. W nocy czytałam na zmianę "Twój Styl" i "Cosmopolitan" (które uszczęśliwiło mnie torebką wielkości paczki chusteczek higienicznych... spojrzałam na nią i nagle olśnienie! dokładnie tak wygląda portmonetka, w której babcia wręczyła mi parę ładnych lat temu pieniążki przed szkolnopodstawówkową wycieczką - nawet kolor się zgadza), dzisiejszego dnia przyszła kolej na tv. Obejrzałam chyba wszystkie możliwe powtórki seriali, dzięki czemu jestem doskonale zorientowana w tym, jak Paweł chciał popełnić samobójstwo przez Teresę (jestem pod wielkim wrażeniem gry aktorskiej bliźniaków – monologują dokładnie tak, jakby recytowali tekst na szkolnej akademii), po co Izabela kupiła Maksowi trzecie miejsce w konkursie (nie jestem jeszcze pewna w jakim, niemniej jednak po rzucie oka na aktora grającego rzeczonego Maksa wnioskuję, że był to konkurs na fryzurę roku dla nieco większego pudla) i dlaczego Czesia nie chce dać rozwodu Darkowi (choć pozostaje to dla mnie niezrozumiałe, bądź co bądź szanowny małżonek Czesławy ma dziecko z inną kobietą... ale co ja tam wiem). Tak czy inaczej seriale to jeszcze nic... miałam dzisiaj przyjemność obcować z wyjątkowym tworem, jakim jest tvn-owska "Wyprawa Robinson". Cudowne widowisko, dzięki uczestnikom rzecz jasna. Kilkoro już zdążyło zdobyć moją dozgonną (czyli zapomnę o nich najdalej trzy dni po zakończeniu serii) sympatię: śliczna modelka o gładkiej buzi i równie gładkiej korze mózgowej, ruda mamusia rodem z jakiejś feministycznej manifestacji oraz jakże wspaniały Łukasz "Ken" Jakiśtam, którego tatuowały gospodynie domowe specjalizujące się w produkcji pisanek (bowiem obrazek na jego wypielęgnowanym ramieniu przypomina jajko wielkanocne - dokładnie ten kształt i te kolory). Od dziś jestem wielką fanką tego reality show, musze koniecznie dostać autograf od "Kenia dla milionów".
A tak poza konkursem to jestem brzydka, głupia, nikt mnie nie kocha i mam PMS. Przegryzam tętnice, urywam glowę i pluję do aorty. Zapisy w recepcji, spokojnie, starczy dla każdego.
Rzeczywiście Kiniu, Ty naprawdę jezdeś najsłabsym ognifem. Dofidzenia.