13 czerwca 2004, 22:19
A na "dobry początek" chcąc nie chcąc musieliśmy wrócić do stanu z początków naszego związku – takiego na odległość. Sytuacja nie jest komfortowa, zwłaszcza teraz, kiedy jest tak jak jest, ale chwilowo nie można się inaczej. Z przyczyn wymienionych powyżej. S. jednak twierdzi, że jeżeli ma przetrwać, to i tak przetrwa – bez względu na to, ile setek kilometrów będzie nas dzieliło. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak uwierzyć w to, co mówi.
Przez prawie cały czas "Fugazi" w głośnikach, tak jakby na przekór. Bo to przecież nie jest tak.
Zupełnie nie umiem pisać o uczuciach - kiedy zaczynam, rezultat jest albo kompletnie banalny i idiotyczny, albo wychodzi zbyt pompatycznie.
Ale teraz nareszcie wszystko jest na swoim miejscu. Bo kiedy patrzę w jego oczy, wierzę w miłość - taką prawdziwą, bezgraniczną. Bo nikt nigdy nie kochał mnie bardziej i mocniej niż on. Bezwarunkowo. I wzajemnie.