22 maja 2004, 20:55
Everyone considered the man in the blue jacket, as the most beautiful being they have ever seen: nuns saw on him the Messiah in flesh; Satan's adores the lustrous Prince of Darkness; philosophers the Supreme Being; young females an enchanted prince; men an ideal reflection of themselves...
Dokładnie tak, jak przypuszczałam - było miło. O ile czytanie relacji z "cyberseksu" jest dobrym poprawiaczem humoru, to T. (kolega z miasta O.) jest jeszcze lepszym. Bo lubię ludzi tryskających optymizmem, z pozytywnym nastawieniem do innych i w ogóle całego świata - tym bardziej, że ja tych cech nie posiadam w nadmiarze. Lubię ludzi, z którymi można zarówno dyskutować godzinami, jak i godzinami milczeć bez skrępowania i szukania na siłę tematu do rozmowy. Z którymi można porozmawiać praktycznie o wszystkim i którzy z iście anielską cierpliwością wysłuchają mojego marudzenia na temat mieszkania niedaleko stadionu (a mam to szczęście - tak, sama sobie zazdroszczę) i akrylowych paznokci, których nie posiadam.Ciąg dalszy z całą pewnością nastąpi.
A teraz, z tego właśnie miejsca chciałabym serdecznie podziękować koledze z miasta O., który zbyt dosłownie wziął moje zachwyty osobą Dody, w związku z czym wczoraj wręczył mi (ze złośliwym uśmiechem i równie złośliwym komentarzem) płytę jej kapeli. Wielkie dzięki, doprawdy. Nawiasem mówiąc, czy jeżeli zacznę się zachwycać figurą Kate Moss, to też ją dostanę? Byłoby mi bardzo miło.
A dzisiejszy wieczór należy do mnie i tylko do mnie. Tak też jest mi dobrze.