Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
01 |
02 |
03
|
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
Archiwum 03 marca 2004
Obudziłam się z mocnym postanowieniem, że zrobię wszystko, by przebywanie w domu pod pretekstem "jestem śmiertelnie chora i zarażam, dla dobra ogółu przebywam w izolatce" przestało mi się podobać, w tym celu poszłam na zajęcia, z których w czasie pierwszej przerwy zrezygnowałam i postanowiłam powłóczyć się ulicą L., a na poprawę nastroju (w ramach prezentu dla samej siebie) kupiłam sobie kolejnego kaktusa do kolekcji. W rezultacie wróciłam jeszcze bardziej chora, pozostałą część dnia spędziłam przez to we własnym łóżku (a szkoda), a do tego całkiem niedawno poryczałam się przy płycie Smashing Pumpkins. Przy jednej z jego ulubionych kapelek, przy jednym z jego ulubionych kawałków. Żałosne.
Zauważyłam też, że ostatnio zbyt często używam tego słowa do określania własnej osoby. Czyli coś w tym musi być.
Tak właśnie obchodziłam imieniny. Monotonia.
I took my love and took it down
I climbed a mountain, I turned around
and if you see my reflection in the snow covered hill
the landslide brought it down