29 stycznia 2004, 21:48
Nie powinnam się użalać, przecież nie jestem bez winy. Czasem aż zadziwia mnie to, jak bardzo potrafię kogoś zranić kilkoma słowami. Nieprzemyślanymi czy też wręcz przeciwnie, to już nieistotne. Ważne, że zaboli. I też w zasadzie bez znaczenia jest, czy działam z pozycji atakującego, czy też w obronie własnej, jak w tym przypadku.
Najlepszą obroną jest atak? Oczywiście, że nie. Ale nie umiałam inaczej, nie w tym przypadku.
A zaczęło się przecież tak niewinnie. Błahostka. I nieodparte wrażenie, ze z jego strony było to tylko czekanie na pretekst - przecież w normalnych warunkach nawet nie zwróciłoby się na to uwagi, a jeżeli nawet, to na pewno nie byłoby to początkiem kłótni na taką skalę.
Niesprawiedliwość boli, wiesz?
Słowa są siłą zdolną zadawać ból, zatem winny być używane odpowiedzialnie.
I kto to mówi...