Archiwum 17 listopada 2003


Można już odetchnąć, można wetchnąć.....
Autor: naamah
17 listopada 2003, 20:54
Wczoraj długo o tym wszystkim rozmawialiśmy. O tym, co się zdarzyło (bez obaw: bez szczegółów. Mój masochizm także ma swoje granice... a średnio przyjemne byłoby usłyszeć co, jak i w jakiej kolejności. Na samą myśl robi mi się wręcz niedobrze...), o tym, jak teraz będzie, o obawach, o wątpliwościach... po raz kolejny potwierdziło się, że szczera rozmowa na spokojnie jest najlepszym wyjściem z kryzysowych sytuacji. I to zdecydowanie oczyściło atmosferę.
Ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że już jest dobrze. Prawda jest taka, że na razie wszystko bardzo powoli wraca do normy. Rozmawiamy już całkiem spokojnie, swobodnie... więcej nie poruszając tego tematu. Chociaż przyznam szczerze, czasem mam niesamowitą ochotę rzucić jakiś ironiczny tekst odnośnie... ale powstrzymuję się, bo to przecież do niczego nie prowadzi. Ten rozdział uznaliśmy za skończony – przynajmniej postaramy się, by tak było.
Ktoś patrząc na to z boku, nie znając sytuacji mógłby pomyśleć, że to zwykły banał. Taka scena z taniego filmu, który i tak skończy się happy endem. Pewnie też bym tak myślała – gdyby nie dotyczyło to bezpośrednio mojej osoby. I osoby, która jest dla mnie ważniejsza niż ktokolwiek inny.