Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31
|
01 |
Archiwum 31 maja 2003
Czasami zachowuje się jak nieutulone dziecko. Które ma prawie wszystko, jednak wciąż za czymś tęskni, chce czegoś, co jest w tej chwili nieosiągalne. I są takie chwile, kiedy to przestaje się liczyć - liczy się tylko ta mała rozkapryszona dziewczynka ze swoim: "nic mnie to nie obchodzi, ja chce i już, po prostu chcę!". Chociaż to nie kaprys - to niemoc. Wyrażana tak, a nie inaczej - nie lubię przyznawać się do słabości. Od dziecka wobec bezsilności przyjmowałam postawę agresywną. Nie inaczej jest i teraz, choć przecież w tak różny sposób się to objawia. Teraz nie wypada tupać, głośno krzyczeć... a mam na to straszną ochotę. Konwenanse. Tego też nie lubię. A jednak czasem trzeba.
Sekundy zamieniają sie w minuty, minuty w godziny... nieprzerwanie. I ten ból, niemal fizyczny, otępiający. Tęsknota i poszukiwanie sensu. A sens jest tylko i aż uczuciem zaczynającym się na literkę M.
Beznadziejna jestem. "Wypisanie się" zamiast - w założeniu - pomagać, tylko dodatkowo przysparza niewesołych myśli. Blogowa terapia nagle przestała działać? To chyba tylko chwilowa niedyspozycja, mały błąd w module "wyrzucić z siebie wszystko - w pewnym stopniu zapomnieć - zmniejszyć ból". Chyba czas na reinstalkę systemu.
Bredzę? Możliwe. To z przemęczenia. Lepiej już pójdę, dobranoc.
"It's the disease that we crave
Alone at the end of the rave"