Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24
|
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
Archiwum 24 kwietnia 2003
Cóż mogę powiedzieć - koniec. Nie ma go już ze mną, a jednocześnie jakby był. Patetycznie mówiąc powietrze jest nim przesiąknięte, atmosfera nim nasycona. A przecież teraz on śpi kilkaset km stad, na granatowej sofie pod oknem... nie ma go, nie ma zapachu, nie ma szeptu, nie ma ciepłych ramion, nie ma szczerego śmiechu, nie ma oddechu na szyi... to wszystko było tak niedawno, a teraz pozostała mi tylko tęsknota. Zaczęłam tęsknić już w chwili, kiedy na chwilę odwróciłam wzrok od zielonego wagonu. Wiedziałam, że tak będzie. Mimo wszystko nie mogłam pozbyć się myśli, że to jeszcze tylko trzy dni, jeszcze tylko dwa, tylko jeden... Jednak nie były to myśli tak natrętne, by pozbawić radości – i było tak wspaniale... zastanawiające, po każdym kolejnym spotkaniu wydaje mi się, że piękniej już być nie może, a jednak zawsze okazuje się, że owszem, może. I jest.
W ogóle wszystko to jest ważne, wyjątkowe, piękne. Jedyną przeszkodą jest to, że odległości dzielącej mnie od niego nie można mierzyć na wyciągnięcie ręki, a trzeba w setkach kilometrów.
Kiedy to się skończy? Kiedy ona się zmniejszy? On nie może być wciąż silny za nas dwoje, kiedy ja gdzieś gubię sens tego wszystkiego - bo rzeczy tak przyziemne jak kilometrowe odcinki torów kolejowych wydają się ważniejsze, wręcz nie do pokonania. Podziwiam jego cierpliwość do tłumaczenia mi rzeczy oczywistych. Uwielbiam czułość, którą słyszę niemalże w każdym słowie.
A teraz to, co czuję, najpełniej można oddać słowem "pustka". Bo pusto jest. Dziwnie. Przez kilka dni niesamowicie przyzwyczajam się do jego obecności, bliskości. A potem Ąle mi z tym. A mimo wszystko dobrze, bo przecież był. Wytęskniony, wyczekiwany. Taki po prostu mój. Mój bardziej, niż kiedykolwiek.