02 grudnia 2003, 20:02
Temat dzisiejszego odcinka "Młode wdowy". Dlaczego więc mnie to wciągnęło, dlaczego identyfikuję się z bohaterkami programu, skoro wdową nie jestem - ba, nie jestem nawet mężatką? Ale czy to naprawdę tak bardzo inna sytuacja? Czy ten cały papier ma aż tak duże znaczenie? Przecież nie on jest ważny, kiedy traci się bliską osobę. Nie trzeba być żoną, by kogoś kochać i cierpieć, kiedy tego kogoś nagle zabraknie. I to z tak głupiego, banalnego powodu.
To też jeden z tych aspektów mojego życia, o którym nigdy nie mówię, o którym wiedzą tylko osoby znające mnie dobrze i dosyć długo. Co najmniej od sześciu lat. Czy rzeczywiście to tylko sześć lat? Czasem mam wrażenie, jakby to już wieki minęły. Ale fakt, dokładnie sześć będzie w marcu.
Oczywiście, wypadki samochodowe są niestety codziennością. Ale nie odczuwa się tego tak, kiedy nie dotyka to nas osobiście. I to pewnie dlatego tak się trzęsę, kiedy słyszę karetki na sygnale, a nie mam pewności co do miejsca pobytu moich bliskich.
Nie zastanawiam się, "co by było gdyby". Już nie. Jestem szczęśliwa z osobą, którą kocham. Co nie znaczy, że nie pamiętam, że nie myślę. Bo myślę i pamiętam. Ale czas płynie nieubłaganie. I ponoć leczy rany. Chociaż w moim przypadku nie do końca. Niekiedy nawet najmniejszy bodziec zewnętrzny na nowo je otwiera. Cóż, każdy ma jakieś wady fabryczne.
Co nas nie zabije to nas wzmocni... czy tak? Nie wiem. Nie czuję się mocniejsza niż kiedyś. Pod tym względem chyba nigdy nie można czuć się mocniejszym. Ale to coś zmieniło – w moim życiu, to oczywiste. A przez to i we mnie. Nauczyłam się ukrywać uczucia, maskować nastrój uśmiechem, którego nikt nie uznałby za sztuczny mimo, że jest właśnie taki – to już opanowałam do perfekcji. Nauczyłam się też radzić sobie ze smutkiem, z bólem - do dzisiaj czuję się niemal zobowiązana do samodzielnego radzenia sobie, do odtrącania każdej bliskiej, wyciągniętej dłoni. Takie irracjonalne przekonanie, że nie należy obarczać nikogo własnymi problemami. Liczne sprzeczki z tego powodu z S., który wychodzi z założenia, że z bliską osobą należy się dzielić wszystkim – nie tylko radością, ale też smutkiem. Teoretycznie myślę tak samo, ale jednak dzieje się jak się dzieje – tego przekonania tak łatwo nie da się pozbyć. Jednym słowem wadliwy ze mnie produkt i nawet co gorsza nie podlegam reklamacji – bo to nie fabryczna wada, raczej uszkodzenie mechaniczne. Bywa i tak.