Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28
|
29 |
30 |
Archiwum 28 listopada 2003
Co do imprezy to pozornie wszystko już dopięte na ostatni guzik - nic, tylko jutro przyprowadzić dzieciaki i kazać im się bawić (podejrzewam, że nikt im nie będzie musiał tego nakazywać – przynajmniej mam taką nadzieję). W rzeczywistości zapewne coś się wkrótce spieprzy: dekoracje się poprzewracają lub poodklejają, płytki porysują i wszystko trafi jeden wielki andrzejkowy szlag. A poza tym w głowie mam wizje dzieciaków, uczniów tejże podstawówki z tanimi winami i blantami w dłoniach. Cóż, tak już mam. Ale to chyba jeszcze nie jest stan chorobowy?
Swoją droga nie przypuszczałam, że kierowanie ludźmi jest takie fascynujące – zwłaszcza, kiedy do woli mogę wykorzystywać możliwości moich strun głosowych w celu wyrażania niezadowolenia z pracy zespołu... chyba mam zapędy dyktatorskie. I świetnie się z tym czuję. A na poczucie dobrze spełnionego obowiązku pozwolę sobie dopiero jutro, kiedy wszystko pójdzie zgodnie z planem.