15 kwietnia 2003, 02:40
Nie rozumiem moich problemów z bezsennością... po wczorajszej (dodam, że nieprzespanej) nocy czułam się tak zmęczona, iż wydawało mi się, że zasnę spokojnie i będę śnić aż do póĄnego rana... nic z tego. Obudziłam się po godzinie snu i o dziwo, czuję się całkowicie wypoczęta. To oczywiście tylko pozory, ale skutecznie oszukują organizm, który nawet przestaje się domagać kolejnej dawki snu...
A co się robi podczas bezsennej nocy? Wiele... rozmyśla przede wszystkim, chociaż wcale się tego nie chce. Wniosek: trzeba się czymś zająć. Głupotami, rzeczami zupełnie niepotrzebnymi - byle tylko nie myśleć. Ale jak to zwykle bywa - nie udało się wyłączyć myślenia, wspominania, rozpamiętywania. A przecież tak nie można. Trzeba iść do przodu, nie oglądając się za siebie... tak, "trzeba". Szkoda tylko, że nie zawsze chcę (i jestem w stanie) robić to co 'trzeba".
A gdybym miała podsumować jednym słowem moje ostatnie poczynania, byłoby to z pewnością: niezdecydowanie. Na każdej płaszczyĄnie. Minie za jakiś czas, a do tej pory zdam się chyba na rzuty monetą lub wahadełko.
Lecz igła magnetyczna busoli mojego "ja" - tego, com brał za siebie, z kim się utożsamiałem - zachowywała się dziwnie. Nie wskazywała co prawda jednoznacznie na "nie" (kolor niebieski, "północ"), ale i nie wskazywała na "tak" (kolor czerwony, "południe"). Wirowała szaleńczo jak w polu zmiennych sil lub zastygała w miejscu - pośrodku, w punkcie zero, jakbym stal na biegunie. "Dlaczego..?" - ostatkiem sil przyparłem siebie do muru - "dlaczego nie odpowiadasz? I czemu nie "tak" właśnie?