Chowam się w dużo-za-dużym czarnym swetrze... brzoskwiniowa herbata, muzyka Staind i jakaś książka o sfrustrowanych 30-latkach szukających za wszelką cenę swojej drugiej połowy - jedno z tych "objawień", jakie pojawiły się na fali popularności Bridget Jones. Pozorny spokój i opanowanie, jednak nerwy napięte do granic możliwości. Czarne myśli, w głowie scenariusz rzekomego wypadku, którego nie powstydził by się żaden uznany reżyser filmowy.
A w końcu telefon, "wszystko ok, nie martw się, wrócę w niedzielę". Nareszcie upragniony spokój.
Jestem strasznie banalna. Powinnam zaprzestać praktykowania takiego czarnowidztwa, które niczemu nie służy. Postaram się.
Tylko ile już razy to sobie obiecywałam?
Dodaj komentarz