Ironia losu bądź złośliwość rzeczy martwych - jak zwał, tak zwał. Niemniej jednak, kiedy przygotowywałam się do wielkiego powrotu na łono blogowiska mój domowy komputer postanowił złośliwie paść. Nie przejęłam się tym zbytnio, ponieważ wszystko wskazywało na spalony zasilacz, a to jak wiadomo nic poważnego - wymiana trwająca kilka minut i po krzyku. Ale nie, to by było za proste. Zasilacz i owszem, spalił się, ale nie sam – przy okazji uszkodził (podobno nieodwracalnie) twardy dysk. A że komputer bez dysku jest kompletnie bezużyteczną kupą złomu (w sumie nawet z dyskiem jest kupą złomu - tyle, że wtedy czasem się przydaje) - należało ten dysk zakupić i zamontować. Podczas przeglądania wnętrzności tej piekielnej maszyny okazało się (rzecz jasna dopiero po zdmuchnięciu ton kurzu zalegających w środku), że komponenty są już mocno przestarzałe... a że nie są jak wino, wypadałoby je wymienić, by zapobiec kolejnym awariom. Wymieniliśmy więc. Efekty? Żadnej widocznej gołym okiem poprawy (nie wspominam o tym drobniutkim szczególe, że przed wymianą dysku komputer w ogóle się nie włączał), za to budżet domowy na najbliższy miesiąc przekroczony o kilkaset zł (do końca maja będziemy zalegać z rachunkami i jeść wyłącznie chleb z masłem), a co gorsza wiele GB "wszystkiego" poszło z przysłowiowym dymem (w związku z czym jestem w żałobie). Ale oto jestem i już nigdzie się nie wybieram. Po odkurzeniu wnętrza komputera przyszedł czas na odkurzenie bLoGaSkA. Tym razem skuteczne.
---
Przy okazji gorąca prośba do tych, którzy mają mnie na liście kontaktów (gg: 2516588) - podrzućcie mi jakoś swoje numery gadu-gadu, bo oczywiście wszystkie straciłam wraz z pozostałymi danymi znajdującymi się na dysku.
Znam ten ból! :-)
Znam ten ból! :-)
Mój też weźmie jakiś pierdolec daję słowo.
Dodaj komentarz