Nobody loves you when you are old and hot
26 listopada 2004, 00:50
"Tam" i "tu". Ciąg dalszy, bo przecież zbyt łatwo nie może być. Decyzja podjęta, zostaje tylko obrona własnego stanowiska. Stawiam sprawę jasno - nie wyjadę. Nie teraz. Nie kiedy musze się bronić (jeszcze tylko kilka miesięcy... a może aż kilka), a na dodatek mam całkiem niezłą pracę i widoki na inną, może według większości mniej atrakcyjną, ale za to taką poniekąd w moim zawodzie. Przez ostatnie kilka lat dążyłam do tego i teraz, kiedy wreszcie jest w zasięgu ręki, mam zrezygnować?
Solei całkiem niedawno napisała u siebie: "Kobieta kocha całą sobą i siebie w zupełności oddaje. Mężczyzna kocha tylko tą częścią siebie przeznaczoną do kochania. Resztę pozostawia dla siebie i tysiąca innych obowiązków". Prawda? Nieprawda? Jak bardzo "męska" jest moja miłość?
Może powinnam mieć wyrzuty sumienia: że nie daję z siebie dość dużo, że jestem egoistką, że nie poświęcam rzeczy ważnych "dla mnie" w imię rzeczy ważnych "dla nas". W końcu są sprawy ważne i ważniejsze...
Niestety, nie potrafię działać wbrew sobie. I nie chcę. Czy to znaczy, że mi nie zależy?
Za dużo pytań. Niewiele odpowiedzi. Nikt nie da mi gotowej recepty na życie, nikt nie powie, co i jak zrobić, by było dobrze. Nikt nie udzieli mi rady jak postąpić tak, by wszyscy byli zadowoleni. To niemożliwe, niestety.
Przez myśl by mi nie przeszło, że ktoś będzie ode mnie tego wymagał. Zwłaszcza ktoś tak ważny dla mnie.
Swoją drogą, jakże ta formuła: "przez myśl mi nie przeszło", niby opisująca niezmierne unikatowości, jest nagminna. "Przez myśl mi nie przeszło", że wyjadę, spotkam, zostanę, znajdę, będę, wpadnę, dojdę. Co tu się dziwić - całe nasze życie, jakiekolwiek ono było, nigdy nam w końcu "przez myśl nie przeszło".
Dodaj komentarz