Może od tamtej pory nie było tu ani słowa o czymś najważniejszym, ale czas to zmienić. Aktualnie mam gdzieś fakt, że zapewniam dobrą zabawę co najmniej dwójce moich "znajomych". Bo wróciło. Spychane do najgłębszych zakamarków umysłu, w myśl zasady "staram się o tym nie myśleć, więc tego nie ma". Ale jest i dobrze o tym wiem. Nic, tylko siąść i rozpłakać się nad samą sobą, nad wszystkim co się skończyło, do czego tęsknię i co już nie wróci. Również - a może przede wszystkim - z mojej winy. Uświadomiłam sobie, co jest ważne, co tak naprawdę się dla mnie liczy. Lepiej późno, niż wcale jak mówią. Ale co z tego, z mojego uświadomienia, z całej tej tęsknoty, kiedy to, czego pragnę najbardziej jest poza moim zasięgiem? Chciałabym z nim porozmawiać, tak poważnie, bez namiastek - nie za pomocą telefonicznego kabla czy netowego komunikatora, ale mam świadomość, że to w tej chwili niemożliwe. Do Polski wraca na początku czerwca, to niedługo. Może wtedy. Może nigdy.
W takich chwilach nie pozostaje mi nic innego jak tylko porządnie opieprzyć samą siebie. Nie dramatyzuj dziewczyno, robisz się wręcz groteskowo żałosna. To też do ciebie nie pasuje.
Ale dosyć. Dosyć udawania, że myślę pozytywnie, że jest dobrze, że nic mnie to nie obchodzi i tak naprawdę wcale mi nie zależy. I żadnych czerwonych oczu po kolejnej nieprzespanej nocy.
A tak naprawdę tej notki nie ma i nigdy nie było.
Dodaj komentarz