Źle się dzieje w państwie duńskim. W ramach prezentów mikołajkowych zażyczyłam sobie czajnika. Najzwyklejszego w świecie czajnika, jako że ten, którego obecnie używamy, nadaje się już jedynie na złom - długi okres nadmiernej eksploatacji robi swoje. No dobrze. Czajnik rzeczą niezbędną, zwłaszcza z uwagi na fakt, że 2/3 członków naszego gospodarstwa domowego korzysta z niego kilka razy dziennie, zaparzając herbatę (ja) bądź kawę (Luby) - jedynie pies pija wodę nieprzegotowaną, w związku z czym stan czajnika jest mu najzwyczajniej w świecie obojętny. Ale żeby tak z okazji mikołajek? Popadamy w rutynę. Już nie ma romantycznych drobiazgów - teraz proza życia w najczystszej postaci, monotonia i absolutna przewidywalność. Niedługo fotel przed telewizorem, wczorajsza gazeta, zniszczony szlafrok & rozdeptane kapcie plus akt seksualny raz w tygodniu przy zgaszonym świetle. Doprawdy, kusząca perspektywa.
Tak, jestem właśnie w szczytowej formie pod względem marudzenia i dramatyzowania bez powodu. Za tydzień mam urodziny i chyba z tego powodu dopada mnie kryzys wieku średniego. Że co, że za wcześnie? Dla chcącego nic trudnego. A ja zawsze byłam zdolna.
Dodaj komentarz