Bezsenność, bynajmniej nie w Seattle


Autor: naamah
24 sierpnia 2007, 03:21
Od poniedziałku trwa mój wyczekiwany urlop. Całe długie dwa tygodnie, aż do 3 września, kiedy to moi chłopcy zaczynają szkołę. Od tak dawna nie miałam tylu wolnych - no, przynajmniej teoretycznie... - dni, że aż nie wiem, co z nimi począć. Nie mam siły ani ochoty na żadne wypady bliższe czy dalsze, najchętniej przeleżałabym te dni do góry brzuchem radośnie podśpiewując od czasu do czasu: "będę robić nic, nic będę robić, a robić nic to znaczy nic nie robić". Ale niestety, to se ne da. Mam masę spraw do załatwienia, od wykonania zleconych przez lekarza badań począwszy, na zaległych konspektach "do napisania" skończywszy. W tak zwanym międzyczasie znajdzie się być może chwila na załatwienie co pilniejszych spraw, na obejrzenie zaległych filmów (dość bycia kompletnie nie-na-bieżąco, poza tym mam wielką ochotę na seans z "Marią Antoniną" oraz "Labiryntem Fauna" w rolach głównych, o trzeciej części Shreka nawet nie wspominając, bo to oczywista oczywistość), na przeczytanie choć kilku pozycji z wciąż rosnącego stosu nowych książek... i będzie po urlopie.
Wczoraj wieczorem zamaszyście machałam (niestety tylko ręką - a powinnam użyć do tego celu łopoczącej białej chustki, dla lepszego, niemal filmowego efektu) z peronu do odjeżdżającego pociągu - Bartek obrał kierunek Česká Republika, a dokładniej Hradec Králové, gdzie w najbliższy weekend ma się odbywać jakiś ważny hiphopowy festiwal. Niech się bawi, niech zrelaksuje, niech nabierze sił; wszak w przyszłym tygodniu czeka go rzecz straszna, a jednocześnie nieunikniona - poznanie mojej rodzicielki. Dla jasności: moja mama to naprawdę złota kobieta, przy tym jednak prezentująca jakże popularne wśród matek podejście: "wszystko pięknie, ale spróbuj tylko skrzywdzić moją najukochańszą córeczkę, to tak ci skopię tyłek, że popamiętasz na wieki wieków". Tak, można się bać.
A dziś wybrałam się na zakupy, w celu nabycia drogą wymiany towarowo-pieniężnej ładnej i wygodnej pary obuwia oraz kilku sztuk odzieży (zakupów jak powszechnie wiadomo nie lubię, więc robię "hurtowo"). Wróciłam porządnie zirytowana i - jak się można łatwo domyślić - z niczym. W sklepach z butami albo bezkształtne kopyta, albo pantofelki Kopciuszka w pastelowych kolorach, do tego ozdobione mnóstwem cekinów, koralików, paseczków i kokardek (jednak oparłam się pokusie, by udać się do sprawdzonego i niezawodnego sklepu z martensami, jestem z siebie dumna). Z ciuchami podobnie (a jedyna bluzka, która mi się podobała, była w dwóch bardzo różnych rozmiarach - niestety, żaden z nich nie był moim) - psychodeliczne barwy, koszmarne modele. Ale pełno tego w sklepach, a skoro jest taka podaż, musi być też popyt. Ktoś to wszystko kupuje, komuś się to wszystko podoba. Doszłam więc do niezbyt szczęśliwego wniosku, ze to ze mną jest coś nie tak - co kilka osób z pewnością skwapliwie by potwierdziło.
Bateria w moim telefonie właśnie powiedziała mi: "fuck off". Drugi raz w tym miesiącu. To chyba właśnie to zdarzenie przewidział horoskop na dziś, głoszący "Przeciwko Tobie działają czynniki, których nie da się uniknąć. Zachowaj więc spokój i pogódź się z porażką". Jakoś się postaram. Rytmiczne uderzanie telefonem o ścianę w celu jego naprawienia też może być spokojne i pogodzone, nieprawdaż?
Chyba wracam do starej (nie)dobrej tradycji pisania porażająco chaotycznych i pozbawionych głębszego sensu notek.
26 sierpnia 2007
Kiniu! Ty cholera się relaxuj, a nie nadrabiaj zaległości w konspektach i czymś tam:P urlop z założenia przeznaczony jest na odpoczynek, ew. jakiś wyjazd! wizyty w sklepach wyjazdem nazwać ni można;), ale swoją drogą koszmar w tych sklepach ni powiem..ja w odróżnieniu od sanga i kontiego boję się labirytnu..ale obejrzę, i Ty również tak zrób! udanego urlopu i pomyślnego poznania Bartka z rodzicielką:)
cmokas!
25 sierpnia 2007
Labirynt Fauna zobacz koniecznie. Jeden z niewielu przykładów prawdziwego arcydzieła we współczesnej kinematografii, we mnie siedział głęboko przynajmniej tydzień po obejrzeniu.
24 sierpnia 2007
"Labirynt Fauna" w pyteczkę! "Marii Antoniny" nie obejrzałem, bo po prostu się bałem. Podobno wtedy laski we Francji się nie myły i takie tam...
24 sierpnia 2007
ty tego urlopem kochana nie nazywaj, bo jak sobie poczytalam co masz do (nad)robienia to sie zmeczylam :) powodzenia!!
banshee
24 sierpnia 2007
nawet nie wiesz jak się cieszę, że czytam Twoje notki :) bo jakie by nie były są po proatu TWOJE jedyne i niepowtarzalne! więc nawet jak napiszesz tutaj przepis na jajecznice to będę zachwycona :)
24 sierpnia 2007
Brakowało mi właśnie takich notek... Urlopuj się, Kinia :))
24 sierpnia 2007
U to ja się dumię z siebie iż zakupy zakończone sukcesem! ha! nawet mężczyźnie się udało koszulę zakupić. i co tutaj więcej chcieć? Uuuu urlopy urlopami ależ czas się kurczy i tak pomimo wakacyjnych całych dni lenistwa.
stay-away
24 sierpnia 2007
No to urlopuj się Kiniu :) najlepiej jak tylko to będzie możliwe...
A Bartkowi życzę powodzenia :) ale odnoszę wrażenie że podoła :)
Buziaki :*
P.S. A co napisali ciekawego dla ryb? ;]
24 sierpnia 2007
Nie przesadzaj, notki są w porządku...dobrze, że piszesz, o dziwo mi ostatnio też się chce pisać...szkoda tylko, że tak szybko to wszystko umyka mi z mojej główki..Zakupy...ehh...nie dziwię się, mi też ciężko coś kupić...w każdym sklepie niemal to samo...Pozdrawiam...:)

Dodaj komentarz