2005
03 stycznia 2005, 02:09
- osoby poznane w necie i po jakimś (dłuższym) czasie spotkane w tzw. realu: dwie. Co prawda żadna z nich nie jest związana z blogowiskiem, ale to nic - kiedyś nadrobi się i to.
- mężczyźni obecni w moim życiu - dwaj. Z tym, że jeden na bardzo krótko.
- dramatyczne rozstania: jedno. Ale nie na stałe, więc chyba nie powinno się liczyć. Nie mogłabym jednak o tym nie wspomnieć.
- mało dramatyczne powroty: również jeden, wiążący się z punktem wyżej. Jest dobrze, mam nadzieję, ze tak zostanie.
- emocjonalni popaprańcy (tak, obejrzałam w końcu "W pogoni za rozumem" i znowu jestem pod wielkim wrażeniem Bridget): jeden, w postaci królewicza K., któremu poświęciłam kilka wiosennych notek. Kontakt praktycznie nie podtrzymywany, jeżeli nie liczyć smsa z noworocznymi życzeniami.
- mało tajemniczy wielbiciele: w zasadzie tylko (aż?) jeden, 19-letni, o którym kiedyś wspominałam na blogu. W dalszym ciągu się nie narzuca – od czasu do czasu miły telefon z próbą wyciągnięcia mnie gdzieś, to wszystko. Przypuszczam, że potrwa to do chwili, kiedy pozna miłą dziewczynkę w swoim wieku, czego z całego serca mu życzę.
- adoratorzy mojej mamuśki: jeden, poznany wczoraj. Bardzo pozytywne wrażenie: sympatyczny facet pod pięćdziesiątkę, żadnej przesadnej uprzejmości czy nadęcia. Spotykają się od jakiegoś czasu i bardzo dobrze, każda kobieta ma prawo na nowo ułożyć sobie życie - jeżeli tylko jest szczęśliwa, to nie mam nic przeciw. Mój brat jest nieco zniesmaczony, ale przejdzie mu.
- zmiana bloga: tylko jedna i zaledwie na nieco ponad miesiąc. Niby to samo, tylko pod inną nazwą - a jednak nie. Musiałam wrócić, tu jest moje miejsce i tylko ten multimedialny terapeuta mi pomaga.
- książki przeczytane/płyty przesłuchane/filmy obejrzane: dużo, niekoniecznie dobre i ambitne. Tak na marginesie - to jest chyba jakaś parodia (może poza Anią Dąbrowską... i ewentualnie Pezetem, mam słabość do młodych hiphopowców - mimo, że nie przepadam za taką muzyką, jego utworów mogę słuchać bez wstrętu), w której brakuje już tylko Dody czy innej Mandaryny. Gdzie w ogóle jest w tym rankingu "Pierwsze wyjście z mroku"? Przecież nie wspomnieć o tej płycie to grzech niewybaczalny -uwielbiam niemalże od pierwszego dźwięku, jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem głosu wokalisty.
- napisane prace magisterskie: okrągłe zero. Mam co prawda zaakceptowane kilkanaście stron, ale nic ponad to. Niedobrze, niedobrze... według wstępnych założeń mam tylko cztery miesiące na jej skończenie. Cel na rok 2005 – napisać, obronić. Rozkaz, wykonać.
- wakacyjna praca: jedna, za to szalenie frustrująca. Przekonałam się, że biurko, cyferki, kawa i ploteczki nie są dla mnie - co więcej, bardzo mnie męczą. Mam nadzieję, że nigdy więcej.
- praca niewakacyjna: również jedna, praktycznie pierwsza poważna. Wcześniej poza studiami nie miałam żadnych obowiązków, teraz mam i na razie jakoś udaje mi się pogodzić obie te rzeczy. Co prawda trochę kosztem życia osobistego, ale to pewnie kwestia wprawy.
- dosyć udane imprezy sylwestrowe: jedna. Z roku na rok jest coraz ciekawiej i w coraz większym gronie - o ile to pierwsze jest na plus, to drugie wcale niekoniecznie. Ale ogólnie pozytywnie, bawiłam się dobrze i nawet chwilowe ogłuszenie petardą nie było w stanie popsuć mi zabawy.
Krótko mówiąc w ogólnym bilansie jestem na plus. Bo (mimo wszystko) 2004 był lepszy, niż 2003. Nie mam nic przeciwko temu, by tendencja zwyżkowa utrzymywała się nadal i 2005 okazał się lepszy niż 2004 i 2003 razem wzięte. Czego sobie i Wam życzę.
Dodaj komentarz